poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział XVI

- Julie -
 
    Spojrzałam na zegarek, zagryzając wargę. Było po dwudziestej drugiej, a ja nadal siedziałam w biurze. Dzwoniłam do Adama, żeby się mną nie przejmował i poszedł spać, bo ja tu jeszcze posiedzę, ale przed chwilą dostałam od niego smsa o treści: Kotku, o której będziesz? Taka cisza i pustka bez ciebie. Zostaw to w cholerę i wracaj do domu. Nawet nie wiedział, jak bardzo chciałabym zostawić to w cholerę. Niestety, ukochany Olivier załatwił nas po mistrzowsku. Kiedy tydzień temu nasz Dom Mody oddał mu projekty, ten zażądał jeszcze poprawek. Milicent się wściekła i chociaż sama nie przyłożyła palca do tego projektu, nam kazała wszystko poprawić. Do tego dała nam na to tylko trzy dni. Trzeci dzień mijał jutro, a raczej dzisiaj, bo było już po dwunastej, a ja nadal nie dokończyłam dwóch poprawek. Co gorsza, nie miałam na nie żadnego pomysłu.
 
     Westchnęłam z frustracją, po czym odrzuciłam ołówek na blat biurka. Oparłam się na krześle, czując ból w dole pleców. Byłam bliska załatwienia swojego kręgosłupa na amen. Spojrzałam na stanowisko Liliane i przewróciłam oczami. Dziewczyna spała, półleżąc na biurku. Wstałam, po czym podeszłam do niej i puknęłam lekko w ramię.
 
- Hej, wstawaj! - mruknęłam, dźgając ją ponownie. - Idź do domu.
 
    Podskoczyła jak oparzona, po czym spojrzała na mnie nieprzytomnie. Zamrugała gwałtownie, a po chwili wydała z siebie przeciągły jęk.
 
- Już nie mogę! Została mi jeszcze jedna sukienka. A w domu nie zasnę spokojnie, jeśli będę wiedziała, że tego nie dokończyłam.
 
- Mi dwie. - mruknęłam, podchodząc do okna. Na ulicach, oświetlonych rzęsiście przez latarnie, nie było kompletnie nikogo. Uchyliłam lekko jedną połówkę okiennic, by po chwili poczuć na twarzy nocny, wrześniowy wiaterek. - Też mam już dosyć.
 
- Uch, pójdę do kuchni zrobić kawę. - powiedziała markotnie moja przyjaciółka, po czym wstała. - Chcesz też?
 
- O tak, poproszę. - mruknęłam z wdzięcznością, sięgnąwszy po telefon. - Ja przez ten czas zadzwonię do Adama.
 
    Blondynka wyszła, a ja wybrałam numer do męża. Ustałam ponownie przy oknie, czekając aż ten odbierze. Jego głos usłyszałam po trzecim sygnale. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
 
- Mam po ciebie wyjść, kochanie? - zapytał od razu, a ja gdzieś w tle usłyszałam szum wody z prysznica.
 
- Och, nawet nie wiesz jak bardzo bym tego chciała. - jęknęłam z zazdrością. - Muszę jeszcze zostać. Pewnie jakąś godzinę albo dwie.
 
- Biedactwo moje. - powiedział Adam ze współczuciem. - Powinnaś zmienić pracę. Ta jędza cię wykończy.
 
- Ta jędza dobrze płaci. - Westchnęłam, po czym powtórzyłam to, co mówiłam mu godzinę temu. - Idź spać, kochany. Nie czekaj na mnie, bo musisz rano wstać i się nie wyśpisz.
 
- Nie mogę spokojnie sobie spać, kiedy moje słonko zarywa już nie wiadomo, którą noc z kolei. - odrzekł stanowczo. - Nie ma mowy, jak skończysz to zadzwoń. Wyjdę po ciebie.
 
- Ale Adaś...
 
- Żadnego ale. - Uciął. - Kocham cię.
 
   Uśmiechnęłam się, po czym odgarnęłam włosy z czoła.
 
- Ja ciebie bardziej. To pa. Zadzwonię, jak tylko skończę.
 
    Rozłączyłam się, po czym przytuliłam telefon do piersi. Zagryzłam wargi, czując szczęście wypełniające mnie od środka. Uwielbiałam słyszeć kocham cię od Adama. Za każdym razem miałam wrażenie, że to jakiś piękny sen i zaraz się obudzę.
 
    Nagle usłyszałam ciche pukanie we framugę drzwi. Odwróciłam się z zaskoczeniem, po czym zobaczyłam pana Oliviera we własnej osobie. Stał w garniturze i uśmiechał się do mnie szeroko. Nie odwzajemniłam uśmiechu.
 
- Dobry wieczór, Julie. - powiedział cicho, patrząc na mnie dziwnie.
 
- Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na ty. - Fuknęłam, siadając z powrotem przy biurku. - Co pan tutaj robi tak późno?

- Czemu tak nie przyjemnie? - zapytał, nadal się uśmiechając.

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. - odburknęłam niegrzecznie. To przez niego marnowałam swój czas od jakichś dwóch miesięcy. Wystarczająco mnie to irytowało.

     Zachichotał.

- Przyszedłem przekazać twojej szefowej dokumenty. Wiesz, papierkowa robota odnośnie zamówienia, bla bla.

   Kiwnęłam głową, jednocześnie zgrzytając zębami. Denerwowało mnie to, że nadal zwraca się do mnie jak do swojej dobrej znajomej.

- A ty co robisz tutaj tak późno? - zapytał po chwili, obserwując mnie uważnie.

    Nie wytrzymałam i parsknęłam ironicznym śmiechem.

- Kończę poprawki dla ciebie. - odrzekłam, zwracając się do niego per ty.

    Roześmiał się, po czym usiadł na krześle naprzeciwko mnie i oparł się tak, że znalazł się w niebezpiecznie bliskiej odległości względem mojej osoby. Mimowolnie odsunęłam się ze wstrętem, zastanawiając się, co on wyprawia.

- Dobrze to zaplanowałem, nie uważasz? - zapytał z błyskiem w oczach, widząc moją reakcję. - Sukienki były perfekcyjne, ale mimo to kazałem je poprawić, żebym mógł jeszcze na ciebie chociażby popatrzeć.

    Przełknęłam ślinę. Powoli zaczynałam się bać.

- Nie bój się. - mruknął, tak jakby czytał mi w myślach, po czym wyciągnął rękę i dotknął mojego policzka. Momentalnie zerwałam się na równe nogi, odpychając jego rękę.

- Jaki ty jesteś bezczelny. - syknęłam, patrząc na jego roześmianą twarz z wściekłością. - Jeżeli jeszcze do ciebie nie dotarło, jestem szczęśliwą mężatką, a ty obleśnym chamem, który próbuje się do mnie dobrać. Wynoś się i nigdy nie wracaj.

   Mężczyzna podniósł się i zapiął guzik od marynarki.

- Mówiłem już, mąż to dla mnie żaden problem. - Zachichotał, po czym podszedł do mnie. Odsunęłam się tak daleko, jak tylko pozwoliła mi ściana, znajdująca się za mną.

   Olivier ustał tak blisko, że poczułam jego oddech na swojej twarzy. Był przesiąknięty dymem z papierosów. Odwróciłam głowę ze wstrętem jednocześnie, napierając na ścianę jeszcze bardziej. Mężczyzna wziął w palce kosmyk moich włosów.

- Odsuń się. - warknęłam, ale emocje dławiły mi głos i było to ledwo słyszalne. - Zostaw mnie w spokoju.

- Nie mogę. - szepnął, przysuwając swoją twarz do mojej. - Wszystko w tobie niesamowicie mnie pociąga. Twój głos, twój zapach. Twój wygląd.

    Nim się obejrzałam poczułam jego wargi na swoich, a jego dłonie na moich policzkach. Zamarłam, niezdolna do żadnego ruchu. Całował mnie powoli, próbując językiem rozerwać moje złączone wargi. Zagotowało się we mnie. Odepchnęłam go oburącz, po czym z obrzydzeniem wytarłam usta. Patrzył na mnie z rozbawieniem.

- Wynoś się! - wrzasnęłam. - Ty obleśny psycholu, nigdy więcej nie próbuj tego robić. Nie masz prawa.

- Jeszcze zobaczymy, jakie ja mam prawa. - powiedział, a z jego warg nie znikał pewny siebie uśmieszek. - Dobranoc, Julie.

   Wyszedł powoli, zostawiając mnie samą. Dygotałam na całym ciele, a policzki mnie piekły. Jak on mógł mnie pocałować?! Nie mieściło mi się to w głowie. Poza tym bałam się. On wyglądał na nieobliczalnego psychola. Oparłam się znowu o ścianę, czując, że coraz bardziej kręci mi się głowie. Serce tak mi dudniło, że zagłuszało wszystko inne. Do tego doszły dotkliwe mdłości. Resztkami sił, sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Adama.

- Halo?

- Kochanie... - szepnęłam, czując zimny pot na czole. - Mógłbyś po mnie przyjść? Nie najlepiej się czuję.

- Co się dzieje?! - krzyknął zaniepokojony. - Już biegnę! A ty w razie czego dzwoń po pomoc.

   Jego głos zaczął mi się rozmywać coraz bardziej. Komórka wysunęła mi się z ręki i upadła na ziemię.

- Mam kawę! - Usłyszałam tylko jeszcze głos Liliane, a potem było już ciemno.
 
 
***
 
  Przez moją podświadomość zaczęły przedzierać się czyjeś głosy. Czułam ból głowy. Był tak silny, że mnie ogłuszał. Próbowałam wyostrzyć słuch, aby zrozumieć, o czym rozmawiają owe głosy, ale nie było to takie proste. Dopiero po kilkunastu sekundach dotarły do mnie strzępki rozmowy.
 
- Dzwoń po te cholerne pogotowie! - Adam? - Julie? Julie, kochanie? Słyszysz mnie? Ocknij się, proszę?
 
  Wzmianka o pogotowiu skutecznie sprawiła, że mogłam zlokalizować swoje bezwładne ciało. Zmarszczyłam brwi, chcąc dać upust swojemu sprzeciwowi.
 
- Julie? Otwórz oczy, słonko.
 
- Nie chcę pogotowia. - wychrypiałam, zanim spełniłam prośbę ukochanego.
 
- Ale... - Usłyszałam głos mojej przyjaciółki. Ponownie się zmarszczyłam, po czym otworzyłam powieki.
 
    Leżałam na podłodze, a nade mną pochylał się zaniepokojony Adam. Teraz na jego twarzy pojawiła się ulga i cień uśmiechu. Spróbowałam usiąść, ale powstrzymał mnie delikatni. Westchnęłam, czując pewne zażenowanie.
 
- Naprawdę nie chcę żadnego pogotowia. To tylko przemęczenie. Już dobrze się czuję. - powiedziałam tym razem już silniejszym głosem.
 
- Jesteś pewna? - zapytała Liliane, pochylając się nade mną z troską. - Długo byłaś nieprzytomna.
 
- Tak, jestem pewna. - powiedziałam, po czym usiadłam, asekurowana przez ramiona Adama. W głowie kręciło mi się jeszcze tylko troszkę.
 
- Dasz radę iść, kochanie? - zapytał ukochany, patrząc na mnie z niepokojem. Pogłaskałam go po policzku.
 
- Tak.
 
   Wstałam, cały czas podtrzymywana przez męża. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że czuję się już zupełnie dobrze, nie licząc tych lekkich zawrotów głowy. Zaczęłam powoli zbierać swoje rzeczy z biurka, aby jak najszybciej móc znaleźć się w domu.
 
- Mogę za ciebie to dokończyć. - powiedziała Liliane, wskazując na projekty, leżące przede mną.
 
- O nie, dziękuję. Nie mam zamiaru już tego robić. - warknęłam ciut za ostro.
 
- Dlaczego? - zapytał zszokowany Adam, pomagając mi się pakować.
 
- Po prostu mam dosyć. - odparłam szybko, mając nadzieję, że nikt nie pociągnie tematu.
 
    Nie miałam zamiaru mówić komukolwiek o tym, co zdarzyło się tutaj kilkanaście minut temu. Mimo, że się bałam, miałam nadzieję, że sama dam sobie radę. Nadzieja matką głupich?
 
________________________________________________
 
Cześć!
 
Jeju! Jak tutaj dawno nie było rozdziału?! Jak ja mogłam do tego dopuścić?! ;o Przepraszam Was bardzo, ale czerwiec nie należał do najspokojniejszych miesięcy w moim życiu. xd Teraz mamy już wakacje (TAAAK!) i osobiście planuje zakończyć te opowiadanie do końca lipca. :D Więc rozdziały będą pojawiały się co 5-7 dni. ^^ Tzn. postaram się, żeby tak było... Ostatnio złapała mnie wena na to opowiadanie, więc muszę z niej skorzystać!
 
Także... Czekam na Wasze opinie i pozdrawiam! <3 

     
 


6 komentarzy:

  1. Ten Olivier to naprawdę jest chamski. Do niego nie dociera, że Julie ma męża. Pewnie wobec Julie dobrych zamiarów nie ma.
    Jak jeszcze kilka zasłabnięć Julie będzie miała to pewnie do szpitala pojedzie. Myślę że jak najszybciej powinna, bo to nie jest normalne.

    Szkoda że opowiadanie się kończy. Ale z drugiej strony też nie ma co ciągnąć tego w nieskończoność.
    I tak na kolejny rozdział czekam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie ciągnę je już od grudnia 2013. xd Więc tak troszkę to trwało.
      Dziękuję ślicznie za opinię! ;*
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Nie, nie, nie, nie, nie! Oliver, nara. Nie masz prawa całować kogoś, kto jest żonaty. Nie masz prawa! Jeśli kobieta mówi Ci, że tego nie chce, to nie możesz się do niej dobierać no ludzie.
    A ja uważam, że Julie spokojnie mogłaby to zgłosić na policję. No tak. Przecież on się do niej..ugh! Ale jestem na niego zła.. x.x
    Pewnie Adaś wejdzie, jak on ją będzie całował i pomyśli, że Julie go zdradza. Skoro w zwiastunie jest coś o zdradzie, jednym błędzie, to musi się coś takiego stać. Co nie zmienia faktu, że ja tego nie chcę! :c
    I tam jest gif z ciążą! Więc jednak będą mieli dzidziusia! :D
    No nic, ja lecę.
    Udanych wakacji! ~karmeeleq.:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie. :D Adam ich nie najdzie, spokojnie. Całkiem inaczej to będzie!
      Ja też nie chcę, ale zbliżamy się do punktu kulminacyjnego opowiadania. ;c
      Dziękuję ślicznie za opinię. ;*
      Pozdrawiam! ^^

      Usuń
  3. Cześć kochana! :*
    Masz rację, dawno tu nie było rozdziału! Jak Ty tak mogłaś! Zastanawiałabym się nad wybaczeniem Ci, ale ten rozdział tak mi się spodobał, że zrekompensowałaś swoją nieobecność. :D
    Jak już wspomniałam, rozdział bardzo mi się spodobał. Jest taki ekspresywny, dużo się dzieje, a do tego wszystko opisałaś dokładnie, co miało wpływ na to, że tak bardzo się wciągnęłam. Czytałam z wielkim zainteresowaniem, a tu nagle koniec. Dłuższe rozdziały, proszę!
    Ten Olivier to tak bezczelny typ, że mam ochotę go zadźgać! Ja nie wiem skąd się biorą tacy faceci, a wiem, że niestety tacy istnieją. Biedna Julie, nie dziwię się, że się boi i czuje wstręt. Mam nadzieję, że on jej nie zgwałci... Że jakoś sobie poradzi. Kurde, na moje powinna o tym wszystkim powiedzieć Adamowi. On jest jej mężem, powinien o tym wiedzieć. Boję się, że przez to, że milczy, zrobi się między nimi nieprzyjemnie. A może Olivier będzie szantażował Julie? I zmusi ją do przespania się z nim? Jejku, jestem taka ciekawa jak to rozegrasz!
    Naprawdę chcesz kończyć kolejny blog?! :( Ostatnio tyle rozstań z Twoimi opowiadaniami. :( Nie lubię tego.
    A więc jeszcze raz, rozdział cudowny! :)
    Życzę dużo weny! <3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Oliver ty paskudny psycholu!
    Kolejne opowiadanie, w którym powinnaś mnie dodać jako jakiegoś bohatera! Już ja pokażę temu fotografowi, jak szybko można się kogoś pozbyć i coś czuję, że ten uśmieszek zniknie z jego ust tak szybko jak się pojawił.
    Mam nadzieję, że Julie zostawi w cholerę te projekty i więcej go już nie spotka. Oby tylko nic nie wspominała Adamowi, bo ten może się zezłościć i zrobić jakąś głupotę.
    Przechodzę dalej x

    OdpowiedzUsuń