czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział XIV

- Julie -

  Krzątałam się energicznie po naszym mieszkaniu, zbierając się do wyjścia. Co prawda do ważnego spotkania w pracy miałam jeszcze godzinę, ale wolałabym być gotowa wcześniej. Zdążyłam włożyć już na siebie czarne, eleganckie spodnie z wysokim stanem oraz wpuścić w nie jedwabną, białą koszulę. Podeszłam do lustra, aby się przejrzeć. Musiałam przyznać, że efekt nawet mi się podobał. Włosy zaplotłam kilka minut wcześniej w nieskomplikowanego kłosa, zostawiając przy tym sporo włosów wolno. Z makijażem nie chciałam przesadzić, madame Milicent zakazała nam wyglądać wyzywająco. Użyłam więc tylko podkładu, różu, błyszczyka oraz tuszu do rzęs.

   Adam jeszcze spał. Nie było to wcale dziwne, gdyż była sobota i ogólnie rzecz biorąc, też powinnam się jeszcze wylegiwać. Niestety, klient zażyczył sobie spotkanie dzisiaj w jakiejś kawiarni. Padło na uroczy lokal naszych dziadków. Milicent zażądała, abyśmy stawiły się w trójkę. Ja, Liliane i jeszcze jedna nasza koleżanka z pracy. Klientem był jakiś sławny fotograf, który osobiście chciał omówić stroje do jego nowej sesji. Zdziwiło nas to, przecież to nie fotograf powinien zajmować się takim czymś.

   Poprawiłam jeszcze delikatnie włosy, po czym sięgnęłam na szafkę po kubek z kawą. Na palcach poszłam do naszej sypialni. Mój mąż spał na brzuchu, na całej szerokości łóżka przykryty tylko do połowy, z jaśkiem pod głową. Oparłam się o futrynę i nieświadomie uśmiechnęłam. Byliśmy małżeństwem od ponad dwóch miesięcy. Wszystko układało się wręcz idealnie. Nie pokłóciliśmy się jeszcze ani razu. Michel śmiał się, że to strasznie niezdrowe i wkrótce dojdzie pewnie do jakiejś ostrzejszej awanturki. Denerwowało mnie to. Bałam się, że zapeszy, a ja nie chciałam, aby cokolwiek się zmieniło. Żyliśmy razem w swojej bajce, koniec, kropka.  Upiłam łyk, po czym zerknęłam na zegar wiszący nad łóżkiem. Pomyślałam, że czas się zbierać, po czym najciszej jak umiałam, podeszłam do łóżka. Nachyliłam się nad Adamem i delikatnie cmoknęłam go w policzek. Uśmiechnął się sennie, ale nie otworzył oczu. Wyszłam z sypialni, po czym ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Założyłam kremowe pantofle na niskim obcasie, zarzuciłam na siebie marynarkę, po czym zabrałam torebkę i wyszłam z domu.

   Słońce strasznie grzało mnie w plecy, a promienie raziły w oczy. Wyjęłam więc okulary przeciwsłoneczne i wsadziłam je na nos. Było po ósmej, ale Paryż już tętnił życiem. Całe rodziny wychodziły na spacery, widywałam także turystów z aparatami  w rękach i rozglądających się ciekawie. Ludzie jeździli na rowerach, rolkach bądź szli powoli, rozkoszując się piękną pogodą i wolną sobotą. Westchnęłam, żałując, że muszę iść na to spotkanie. Tak chętnie zostałabym w domu! Zjadła z Adamem śniadanie, a potem wyruszyła z nim na jakąś ciekawą wycieczkę. Och, trudno. Może po południu uda się coś wykombinować, pomyślałam, po czym nagle stwierdziłam, że jestem na miejscu. Poprawiłam włosy, zaczynając się lekko stresować. Nigdy nie byłam na takim spotkaniu, Milicent pierwszy raz mnie o to poprosiła. Odetchnęłam głęboko, policzyłam do trzech, po czym weszłam do środka. Uśmiechnęłam się do babci, która stała za ladą i układała kwiatki w wazonikach. Rozejrzałam się po kawiarni, a że nikogo jeszcze nie było podeszłam do starszej pani.

- Dzień dobry - przywitałam się z uśmiechem. Obejrzałam się za siebie, sprawdzając, czy nikt nie przyszedł.

- Witaj, kochanie - odrzekła babcia, patrząc na mnie wesoło zza okularów. - Spotkanie służbowe?

- Tak - westchnęła mimowolnie, po czym znowu spojrzałam na drzwi. Miałam szczęście, Liliane przyszła zaraz po mnie. Pomachała mi ręką na powitanie. - Przepraszam cię, babciu, ale muszę już iść. Później porozmawiamy.

- Podać wam coś dziewczynki? - zapytała jeszcze, zanim odeszłam do stolika, przy którym usiadła moja przyjaciółka.

- Nie, dziękujemy, może później - odrzekłam po chwili namysłu. Staruszka kiwnęła głową, a ja poszłam do Liliane.

    Opadłam na krzesło obok niej, po czym zdjęłam z siebie marynarkę.Odwiesiłam ją na oparcie, po czym zaczęłam stukać nerwowo palcami w blat stołu.

- Denerwujesz się? - szepnęła blondynka, rozglądając się płochliwie. - Ja okropnie.

- Witaj w klubie - mruknęłam. Nagle mój wzrok padł na drzwi. - Wstawaj, idą!

    Obydwie zerwałyśmy się z miejsca, patrząc na dwójkę wysokich osób. Jedną z nich była oczywiście nasza szefowa, wyniosła i dumna. Wiodła za sobą ciemnowłosego mężczyznę, ubranego w elegancki garnitur. Miał dłuższe włosy, zaczesane do tyłu, a na jego wargach igrał delikatny uśmiech. Przełknęłam ślinę, kiedy podeszli do naszego stolika.

- Dzień dobry - mruknęłyśmy razem z Liliane. Jakoś tak nagle zaschło mi w gardle.

- Dziewczęta - powiedziała pani Milicent, nie zwracając uwagi na nasze powitanie. Mężczyzna ukłonił się grzecznie, ale też nic nie powiedział. - To jest pan Olivier Arnaud, fotograf jednego z najlepszych francuskich magazynów. Planuje ważny sesję, dlatego postanowił spotkać się z nami osobiście, by omówić szczegóły strojów dla modelek. Mam nadzieję, że sprostamy jego wymaganiom. Macie notować wszystko, co ustalimy.

- Proszę pani, ale Corinne... - zaczęła niepewnie Liliane, ale Milicent jej przerwała.

- Corinne nie przyjdzie. Jest chora. - Po tych słowach usiadła, nakazując nam gestem to samo.

    Uczyniłyśmy to natychmiast. Poderwałam torebkę z podłogi, aby odnaleźć jakiś notes i ołówek. Kątem oka zauważyłam, że moja przyjaciółka robi to samo. Odetchnęłam z ulgą, kiedy znalazłam to czego szukałam, po czym usiadłam prosto i spojrzałam pytająco na klienta. Uśmiechnął się do mnie dziwnie. Zawstydzona spuściłam wzrok, ale nadal czułam na sobie jego spojrzenie. Milicent zaczęła mówić, a ja notować. Spotkanie trwało trochę ponad godzinę. Razem z Liliane nie odzywałyśmy się praktycznie wcale. To szefowa cały czas rozmawiała z tym cały fotografem, a my tylko zapisywałyśmy wszystko, co usłyszałyśmy. Zrobiłyśmy na szybko kilka próbnych szkiców, które spotkały się z dezaprobatą klienta. Cały czas facet przyglądał mi się dziwnie, rzucał zaczepne spojrzenia, a mnie powoli przestawało to zawstydzać. Byłam zirytowana. Kiedy podniósł się, aby się pożegnać zrobiłyśmy to samo. Nie patrząc na niego, podałam mu dłoń, a on delikatnie ją pocałował. Zmarszczyłam brwi, ale nie powiedziałam. Wzięłam marynarkę z krzesła, po czym razem z Liliane podążyłyśmy ku wyjściu.

- Przepraszam - usłyszałam za sobą głęboki głos, miły w barwie, ale bezczelny w tonacji. Odwróciłam się. Mężczyzna stał naprzeciwko mnie i uśmiechał się uprzejmie. - Zostawiła pani torebkę.

   Spojrzałam zaskoczona na to, co trzymał w dłoni.

- Rzeczywiście, dziękuję panu - odpowiedziałam, po czym odwróciłam się z powrotem ku drzwiom.

- Może chciałaby mi się pani odwdzięczyć? - usłyszałam za sobą i aż przystanęłam. - Jakaś kawa, spacer, kino?

   Spojrzałam na Liliane, poszukując ratunku, ale właśnie stała przy gablotce z ciastami i przyglądała się poszczególnym rodzajom. Marszcząc brwi, przeniosłam wzrok na fotografa, który z uprzejmym uśmiechem czekał na odpowiedź. Nie przebierając w słowach, uniosłam prawą rękę i tak rozstawiłam palce, aby mógł zobaczyć obrączkę. Na chwilę zaniemówił, ale po chwili na jego twarz wrócił ten sam uśmiech.

- Cóż, mężatka - mruknął. - Nie mam szczęścia do kobiet, no ale cóż. Mąż jest, a po chwili może go nie być, prawda?

- Wypraszam sobie takie insynuacje - warknęłam, nie wytrzymując. - Jest pan bezczelny, arogancki i bez kultury. Do widzenia.

   Wyszłam na zewnątrz, słysząc za sobą cichy śmieszek.

***

- Czego on od ciebie chciał? - zapytała Liliane, truchtając, aby dorównać mi kroku. 

- Wiedziałabyś, gdybyś mnie tam nie zostawiała! - powiedziałam rozżalona, idąc szybkim krokiem i nie oglądając się za siebie. - Facet ewidentnie się do mnie doczepił! Ych, nienawidzę takich chamów!

- Widziałaś, jak się na ciebie gapił? - zachichotała kobieta, zakrywając usta dłonią. 

- Zboczeniec - skwitowałam oburzona. - Poza tym niech się odczepi, mam męża. 

- Ale on o tym nie wie - zauważyłam blondynka, przyglądając mi się z rozbawieniem.

- Wie - odpowiedziałam. - Pokazałam mu obrączkę, żeby go spławić. 

- I co? Udało ci się? 

- Nie. - Westchnęłam, zwalniając. Doszłyśmy do skrzyżowania, na którym każda szła w swoją stronę. - No dobra, to do poniedziałku.

   Pocałowałyśmy się w policzek, po czym ruszyłam w stronę domu. Po drodze wstąpiłam do sklepu, aby zrobić zakupy i z wolna się przy tym uspokajałam. Kiedy dotarłam do naszej kamienicy prawie już nie pamiętałam o tym przykrym zdarzeniu. Przekręciłam kluczyk w drzwiach, po czym weszłam do środka. Od mojego wyjścia nic się nie zmieniło. Przewróciłam oczami, zaniosłam torby pełne różnych produktów do kuchni, po czym ruszyłam do sypialni, po drodze zdejmując buty i marynarkę. Zachichotałam, widząc, że Adam jeszcze śpi. Była prawie jedenasta. Rzadko kiedy zdarzało mu się tak długo wylegiwać. Tym razem nie dziwiłam się wcale, gdyż wczoraj bardzo późno wrócił z pracy i do pierwszej w nocy kończył jakiś ważny projekt. 

   Wdrapałam się na łóżko z łobuzerskim uśmiechem, po czym delikatnie przejechałam mu nosem po linii szczęk. Przeciągnął się, po czym uśmiechnął. Cmoknęłam go w usta i zbliżyłam twarz do jego ucha.

- Wstajemy, śpiochu - szepnęłam, obejmując go ramieniem. Przytulił mnie, po czym mruknął nieprzytomnie:

- Już, już, jeszcze minutka. 

  Westchnęłam, uśmiechając się, a po chwili położyłam głowę na jego torsie. Wsłuchałam się w spokojne bicie jego serca. Czułam się przy nim bezpiecznie, było mi ciepło i przytulnie. Przymknęłam powieki i sama nie zauważyłam, kiedy się zdrzemnęłam. 
________________________________________________
Hej! <3

W końcu i tutaj udało mi się dodać rozdział! Nie bijcie, to wszystko przez szkołę. Tyle tego... ;-;
Cóż, mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba.
I powiem Wam tylko jedno - w tym opowiadaniu też się zaczną moje mroczne wymysły, więc mi to wybaczcie.

Pozdrawiam! ^^