poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział VI

- Adam -

     Gnałem na rowerze przez zatłoczone miasto, nie zwracając uwagi na oglądających się za mną przechodniów. Byłem już spóźniony piętnaście minut! Wczoraj z Julie spacerowaliśmy do późnego wieczora, a potem poszliśmy do niej oglądać "Dirty Dancing". Uwielbiała ten film, a raczej aktora, który tam grał. Stwierdziła, że Patrick Swayze był nieziemsko przystojny i gdy tańczył, słyszałem, że wstrzymywała oddech z zachwytu. Nieźle się z niej uśmiałem, gdy widziała go bez koszulki. Do domu wróciłem po pierwszej i najzwyczajniej w świecie zaspałem.


    Teraz uśmiechnąłem się mimowolnie na wspomnienie wczorajszego wieczoru, nieświadomie zwalniając. Szlag, szlag, szlag! Szef powiesi mnie nad biurkiem, jak zaraz się nie stawię. Była jeszcze szansa, że nie zauważył mojej nieobecności, więc chciałem niepostrzeżenie wślizgnąć się do swojego biura. Po dziesięciu minutach byłem na miejscu. Postawiłem rower w odpowiednim do tego miejsca, po czym wbiegłem do budynku. Skierowałem się w stronę pokoju z numerkiem dwieście sześć, mając już niezachawianą pewność, że mi się udało. Jednak po chwili usłyszałem za sobą rozbawiony głos.

- O, witam panie Adamie! - Odwróciłem się, przełykając ślinę. - A o której to się przychodzi do pracy, hm?

     Stanąłem oko w oko ze swoim szefem. Był to facet po pięćdziesiątce o bardzo roztargnionym wejrzeniu zza prostokątnych szkieł od okularów. Pan Bonnet stał z założonymi rękami i przyglądał mi się z uśmiechem na ustach.

- Eee, przeprasza bardzo, ale zaspałem... - Postanowiłem być szczerzy. Mężczyzna pokręcił głową i powiedział:

- Żeby mi to było ostatni raz. Zmykaj do siebie. Ah, pamiętaj, że zostajesz dłużej tyle minut, ile się spóźniłeś. 

- Tak jest - przytaknąłem, po czym odwróciłem się na pięcie i poszedłem do pomieszczenia, w którym pracowałem. Z poirytowaniem spojrzałem na zegarek. Świetnie. Zamiast do szesnastej, będę tu siedział pół godziny dłużej. Westchnąłem, po czym wpakowałem się do biura i rzuciłem projekty na biurko. Michel już był; siedział na krześle, nogi trzymał na stole i czytał jakąś gazetę, popijając kawę z automatu.

- Cześć, stary - mruknąłem, siadając na krześle. Zacząłem temperować ołówek, uważnie przyglądając się przyjacielowi. 

- O, siema! - zawołał, przenosząc na mnie roztargnione spojrzenie. - Spóźniłeś się. Bonnet coś gadał?

- Powiedział tylko, że mam zostać tyle, ile się spóźniłem - westchnąłem.

- Słabo - Skrzywił się Danet. - Słuchaj, mam dla ciebie super wieści! Poznałem świetną dziewczynę.

   Uśmiechnąłem się krzywo. Gdybym miał policzyć, ile razy Michel poznał świetną dziewczynę w tym miesiącu, to nie starczyłoby mi palców u obu rąk. Mimo to postanowiłem okazać temu mierne zainteresowanie, więc odpowiedziałem:

- Tak? Gdzie? Jak ma na imię?

- Liliane, w parku. Jest naprawdę śliczna! - Rozmarzył się chłopak. Parsknąłem śmiechem, po czym szybko udałem, że było to kichnięcie. 

- Na zdrowie - mruknął Michel, patrząc na mnie podejrzliwie. - A ty kiedy w końcu opowiesz mi o jakiejś fajnej lasce? No chyba, że czekasz, żeby złożyć śluby do zakonu, to wtedy już jest inna sprawa.

- Nie wygłupiaj się! - odparłem poirytowany. - Właściwie to mógłbym ci opowiedzieć teraz, ale...

- Żadne ale! - zawołał podekscytowany chłopak i odrzucił gazetę. - Wal!

   Zaśmiałem się, lecz postanowiłem, że streszczę mu trochę o Julie i o naszej zagmatwanej sytuacji. Kiedy skończyłem, Michel poderwał się do pozycji stojącej i szeroko otworzył oczy! 

- Nie ściemniaj! - zawołał. - I ty nic mi nie powiedziałeś?!

- No przecież ci mówię - odpowiedziałem, starając się ukryć rozbawienie.

- Ale dopiero teraz! - krzyknął rozżalony. - Kiedy się z nią spotykasz? 

- Dzisiaj wieczorem. Czemu pytasz? - zdziwiłem się.

- Uff, już myślałem, że wcale nie masz tego w planach! - Danet opadł na krzesło. - Musisz mnie z nią kiedyś poznać.

- Pewnie - mruknąłem, zabierając się powoli za szkicowanie. - A ty kiedy spotykasz się z Liliane?

- Dzisiaj po robocie - Michel uśmiechnął się z rozmarzeniem, po czym zasiadł do projektu. Również przeniosłem wzrok na papier w nadziei, że może jednak uda mi się wyjść wcześniej.

Kilka godzin później

   Odrzuciłem ołówek i zwinąłem projekt. Pozostało mi tylko spotkać się z klientem i przedstawić mu szkic mieszkania. Spojrzałem na zegarek na swoim przegubie, po czym stwierdziłem, że legalnie mogę już wyjść. Zebrałem swoje rzeczy i podniosłem się z miejsca. Mój wzrok padł na przyjaciela, który siedział z głową odchyoną do tyłu i smacznie drzemał. Spojrzałem w sufit. No tak, ten jak zwykle przepracowany. Zarzuciłem trobę od laptopa na ramię, po czym podszedłem do Michel'a.

- Wstawaj, pracusiu - Szturchnąłem go w ramię. Zero reakcji. - Michel!

- Osochozi? - wymamrotał, podrywajac się do pionu.

- Ja wychodzę. A ty albo weź się za robotę, albo też już kończ, bo jak szef wejdzie i zobaczy, że śpisz to będziessz miał przekichane.

- Tak, tak - mruknął i wstał.

   Pożegnałem się z nim, po czym skierowałem się w kierunku wyjścia. Wyszedłem na świeże powietrze, wziąłem rower i ruszyłem do domu. Przed spotkaniem z Julie chciałem się jeszcze odświeżyć.

- Julie - 

    Siedziałam koło Liliane, starając się ja uspokoić. Dziewczyna była cała roztrzęsiona, bo właśnie uświadomiła sobie, że ma dzisiaj randkę, a już jakiś miesiąc temu obiecała siostrze, iż zajmie się jej rocznym dzieckiem, gdyż razem z mężem planowali romantyczny weekend z okazji swojej drugiej rocznicy ślubu. Gorączkowo zastanawiałam się, co mogłabym dla niej zrobić, gdy nagle do głowy wpadł mi świetny pomysł.

- Lila, nie płacz. Jeśli twoja siostra nie ma nic przeciwko temu, to ja mogę zająć się Mickey'm. 

  Dziewczyna otarła łzy i spojrzała na mnie zszokowana.

- Naprawe? Mogłabyś? - W jej oczach błysnął promyk nadziei, który zaraz zgasł. - Ale ty przecież  jesteś umówiona z Adamem...

- Zadzwonię do niego. Jestem pewna, że Adam zrozumie.

   Poczułam lekkie ukucie żalu ale nie mogłam pozwolić, aby Liliane zaprzepaściła taką szansę. 

- O której przyprowadzisz do mnie Mickey'ego? - zapytałam, podając jej chusteczkę, aby otarła  łzy.

- O osiemnastej. Naprawdę nie masz nic przeciwko temu? - zapytała, po czym obie zaczęłyśmy zbierać swoje rzeczy.

- Nie, w porządku - Uśmiechnęłam się.

    Wyszłyśmy z Domu Mody i każda poszła w swoją stronę. Wyciągnęłam telefon, po czym wybrałam numer do Adama. Po trzecim sygnale chłopak odebrał.

- Halo? - Usłyszałam w słuchawce jego sympatyczny głos.

- Cześć, Adam, to ja, Julie. Słuchaj, nasze spotkanie chyba dzisiaj nie wypali. Muszę zająć się dzieckiem siostry przyjaciółki  - odparłam, myśląc jak dziwinei brzmi końcówka tej wypowiedzi. Miałam nadzieję, że załapał, czyje to dziecko.

- W porządku, nie ma sprawy - odpowiedział, a ja usłyszałam nutkę żalu w jego głosie.

- No...to do zobaczenia - Już miałam się rozłączać, gdy nagle chłopak zawołał:

- Julie, poczekaj!

- Tak? - zapytałam z nadzieją.

- Może wpadnę? Pomógłbym ci trochę przy dziecku. I tak nie ma nic do roboty dziś wieczorem.

- Och! No pewnie. Będę czekać - odpowiedziała rozradowana. Pożegnaliśmy się, a ja popędziłam do domu, aby troche się ogarnąć. Czułam, że zapowiada się ciekawy wieczór.

_______________________________________
Hej! ;*

W końcu udało mi się napisać ten rozdział! Nie bijcie, wiem, że czekacie ponad miesiąc :c. To wszystko przez szkołę, która juz na szczęście się skończyła. No prawie, ale przynajmniej lekcji już nie ma. Teraz nadgonię z rodziałami, obiecuję! Tutaj już pewnie nic się nie pojawi w tym miesiącu, ale w pierwszych dniach lipca spodziewajcie się rozdziału. :) Tak w ogóle to na początku pisania zapomniałam Wam powiedzieć, ze każdy z blogów, którego prowadzę nie będzie miał więcej niż 15-20 rozdziałów ^^ Nie chcę pisać jakiś długich tasiemców, bo wiem, co, gdzie ma być.

Obiecuję, że kolejny rozdział będzie dłuższy i ciekawszy <33 No i będzie miał mniej dialogów!

Pozdrawiam i do zobaczenia!

PS. Rozdział na "A long, lonely time", powinien ukazać się w przeciagu kilku dni! ;*