sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział X

- Adam - 

    Wszedłem do mieszkania w surowym stanie. Julie wsunęła się za mną, ściskając mnie kurczowo za rękę. Obejrzałem się na nią z uśmiechem. Tutaj miało być nasze wspólne gwiazdko. Odkąd zaczęliśmy ze sobą chodzić, minęły już cztery miesiące. Czułem, że z nią jestem szczęśliwy, jak jeszcze nigdy wcześniej. Mimo początkowych nieporozumień tworzyliśmy zgraną parę. Kilka tygodni temu postanowiliśmy, że zamieszkamy razem. Nie chcieliśmy jednak wybierać po między moim mieszkaniem, a mieszkaniem kobiety. Oboje zgodnie stwierdziliśmy, że swoje wspólne życie musimy zbudować od podstaw, zaczynając od własnego gniazdka. 

- I jak? - mruknąłem, rozglądając się po białych ścianach. 

       Mieszkanie, które właśnie kupiliśmy znajdowało się nie daleko mojego starego. Stąd również był cudowny widok na wieżę Eiffla, co bardzo mnie cieszyło. Na początku Julie trochę się bała, że jest za drogie i za duże jak na naszą dwójkę, ale ja uważałem, że cena wcale nie była tak okropnie wysoka. A co do tego, że jest za duże, nie wypowiadałem się. Na razie była nas tylko dwójka... Mieliśmy do dyspozycji trzy spore pokoje, ogromną kuchnię, łazienkę, korytarz i bardzo duży balkon. Z niego najlepiej było widać mój ulubiony, francuski zabytek. 

- Cudnie! - wyszeptała szatynka, wodząc wzrokiem po pomieszczeniu. Po długiej rozmowie pozbyła się wszelkich obaw. Teraz zaśmiała się głośno i pociągnęła za rękę.

- Tu będzie salon! - zawołała, wbiegając do pomieszczenia, z którego było wyjścia na balkon. - Tam postawimy taką piękną, dużą komodę... O! Tutaj można wydzielić miejsce na jadalnie! Wstawić stół krzesła.

- Dobry pomysł - zgodziłem się, po czym teraz ja pociągnąłem ją za rękę. - A tu będzie nasza sypialnia. 

    Wpadliśmy do kolejnego pomieszczenia, które były rozmieszczone estetycznie przy długim korytarzu. Oczami architekta widziałem to mieszkanie już po remoncie. Było cudowne. Teraz z łobuzerskim uśmiechem na ustach zerknąłem na Julie.

- Podoba ci się? - zapytałem, opierając policzek o jej czubek głowy. Przytuliła się do mnie, po czym odpowiedziała:

- Bardzo - Uniosła głowę, a ja cmoknąłem ją w nos. - Adaś, a co zrobimy z trzecim pokojem? 

- Hm - Udałem, że się zastanawiam. - Wiesz, to już wyjdzie w praniu. 

    Roześmialiśmy się. Staliśmy w drzwiach pomieszczenia, obejmując się i wodząc wzrokiem po ścianach.

- Wiesz co? - zaczęła kobieta ponownie, tym razem zmartwionym głosem. - Na mieszkanie wydaliśmy już majątek. Oboje wynajmowaliśmy swoje stare mieszkania, więc wiadomo, że nie będzie czegoś takiego, jak pieniądze ze sprzedaży. Na meble i resztę jeszcze starczy, ale... Przecież firmy, które robią coś takiego są strasznie drogie. Jak my to wyremontujemy? 

- Nie przejmuj się - odpowiedziałem po krótkim namyśle. - Sami je wyremontujemy! 

- Co? - zapytała zszokowana i spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Jak to sami?

- Normalnie! - zaśmiałem się. - Spokojnie, damy radę. Jutro zabieram cię na randkę w bardzo interesujące miejsce.

- Tak? - dopytywała szatynka. - Gdzie? 

- Do sklepu budowlanego! 

     Ponownie zaczęliśmy się śmiać, a ja już teraz wiedziałem, że przyszłe dni będą cudowne. 

Następnego dnia

       Szliśmy za rękę w kierunku jednego z najbliższych sklepów z rzeczami potrzebnymi nam do remontu. Chcieliśmy już dzisiaj wszystko wybrać, żeby od jutra już się wziąć do roboty. Była sobota, obojem mieliśmy wolne, więc mogliśmy poświęcić cały dzień na małą zabawę z dobieraniem farb. Zadzwoniłem wcześniej do Michael'a, by podjechał później samochodem pod sklep i pomógł nam to wszystko zabrać. Strasznie się cieszyłem, że ściany w mieszkaniu były zatynkowane, a podłogi już położone. Oszczędziło nam to dodatkowej pracy.

- Masz już jakieś wyobrażenie? - zapytałem z zainteresowaniem patrząc na szatynkę.

      Listopadowe powietrze było wilgotne i ciężkie. Deszcz wprost wisiał w powietrzu, a na mokrych liściach przyklejonych do chodnika, szło się wyłożyć. Mimo to wolałem to niż gorące lato. Przynajmniej było czym oddychać.

- Hm... Nawet mam. - roześmiała się z namysłem Julie. - Ale nie wiem, co wyjdzie z tego wyobrażenia, jak zobaczę te wszystkie dostępne kolory. 

- Ja wiem tylko, że nie chcę mieszkać w ciemnicy - zażartowałem. - Wolę jaśniejsze kolory.

- Ja też! - przytaknęła ochoczo dziewczyna. - W salonie myślałam nada jakimś beżem. Z brązowymi akcentami wyglądałby świetnie. 

- No w sumie - zastanowiłem się. - Jak brąz zastąpilibyśmy jasną zielenią też byłoby ładnie. Ale to się jeszcze zobaczy. 

        Weszliśmy do ciepłej hali. W środku było pełno ludzi, co powodowało, że w pomieszczeniu było strasznie duszno. Rozpiąłem guziki płaszcza, kątem oka rejestrując, że Julie zdejmują kurtkę i przewiesza ją sobie przez ramię.

- To co? - zapytałem, obejmując ją ramieniem. - Ruszamy na podbój świata?

    Szatynka roześmiała się, po czym pokiwała głową.

- Ruszamy. 

- Julie -

        Związywałam włosy w kitkę, aby nie ubrudzić ich przy malowaniu. W mieszkaniu spędzaliśmy już czwarty dzień. Po pracy, co prawda nie mieliśmy tyle siły i czasu, ale zawsze coś domalowaliśmy. Na chwilę obecną został nam salon, korytarz i pokój niewiadomego przydzielenia. 

- Adam? - zawołałam z uśmiechem. 

- Mmm? - usłyszałam z salonu. Obecnie znajdowałam się w naszej sypialni i przebierałam w ciuchy, które przeznaczyłam na remont.

- Kocham cię, wiesz? - Uwielbiałam to mówić.

      Podążyłam do pomieszczenia, w którym znajdował się mężczyzna. Malował jedną ze ścian specjalnym wałkiem, ale kiedy weszłam odwrócił głowę i odpowiedział:

- Ja ciebie też. - Przesłałam mu całusa, a on uśmiechnął się łobuzersko. - A teraz chodź tu i się nie podlizuj, trzeba w końcu to skończyć. 

- No wiesz! - Udałam obrażoną, po czym po ciuchu wzięłam z ziemi pędzel. Umoczyłam go lekko w farbie i zbliżyłam się do chłopaka. - Ja ci wyznaję miłość, a ty mi mówisz, że się podlizuję! 

       Ochlapałam mu plecy farbą, po czym roześmiałam się głośno. Zdezorientowany odwrócił się i patrząc na mnie, zawtórował mi. Zeskoczył ze stołka, po czym zaczął mnie gonić z wałkiem w ręku. Piszczałam głośno, starając się uciec, ale dopadł mnie w łazience. Zrobił mi szlaczek na policzku, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- Tak chcesz się bawić? - zamruczał, smarując mnie dalej beżową farbą. Brzuch zaczął mnie boleć od śmiechu, nie miałam siły mu się wyrwać. Zamiast tego, na oślep mazałam mu ubranie swoim pędzlem. 

- Dobry, starczy, poddaję się! - wykrztusiłam, słysząc jak Adam się śmieje. Odsunęliśmy się od siebie i zmierzyliśmy się nawzajem wzrokiem. Ponowienie zaczęliśmy się śmiać.

- Chodź, idziemy kończyć. - powiedział zdyszany szatyn, po czym pociągnął mnie z powrotem do salonu.

Kilka godzin później

          Siedzieliśmy na podłodze, opierając się o siebie plecami i popijając herbatę z termosu, ocenialiśmy efekty naszej pracy. Na moje oko odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Ugryzłam kawałek kanapki, które zabraliśmy do zjedzenia, po czym mój wzrok powędrował do okna. Wieża Eiffla jaśniała z daleka... Poderwałam się z podłogi, otrzepując spodnie. 

- Co robisz? - zapytał zaciekawiony Adam, chrupiąc kawałek zielonego ogórka. 

- Gaszę światło - odpowiedziałam z uśmiechem. Jak powiedziałam, tak zrobiłam, po czym po omacku wróciłam na swoje miejsce. Oparłam się wygodnie o chłopaka, a on oparł głowę na moim ramieniu. 

- Jestem wykończony - wymruczał, a ja usłyszałam jak głośno ziewa. 

- Ja też. - odrzekłam, gładząc go niezdarnie po włosach wygiętą ręką. - Ale jestem z nas dumna. 

        Adam roześmiał się.

- A kto by nie był. Radzimy sobie lepiej, jak nie jedna firma budowlana! 

        Zawtórowałam mu, po czym zmieniłam pozycję i na czworakach przeszłam do kolan szatyna. Usiadłam na nich, po czym przytuliłam się do niego mocno. Odwzajemnił uścisk, wtulając twarz w moje włosy. Po chwili, oderwałam się od niego i delikatnie musnęłam ustami jego wargi. Poczułam pod nimi jak się uśmiecha. Całowaliśmy się powoli, lecz długo. Kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy, nasze spojrzenia powędrowały za okno na Wieżę Eiffla. Migotała z daleka tysiącem małych światełek...

     Nagle poczułam, jak Adam sięga po coś do kieszeni. Zwróciłam na niego roztargnione spojrzenie. Jego sylwetkę i twarz oświetlał księżyc oraz światełka z naszego kochanego zabytku. Spojrzałam na to, co trzymał w dłoni i zakryłam usta dłonią.

- Skąd go masz? - wyszpetałam z zachwytem, patrząc na cudowny pierścionek z trzema malutkimi diamencikami.

-  Od babci. - odrzekł szatyn, patrząc mi w oczy. - Noszę go już od dawna. Czekałem na odpowiednią chwilę. Chciałem dać ci go już po remoncie, zrobić jakąś wielką kolację przy świecach, ale... Chyba zaczarowała mnie to chwila.

       Uśmiechał się, ale jego oczy pozostawały poważne. Słuchałam go z zapartym tchem nie wierząc w to, co się działo.

- Wyjdziesz za mnie? - zapytał  drżącym głosem. - Kocham cię jak nikogo innego.

- Tak. - wyszeptałam, śmiejąc się cicho. - Też cię kocham.

     Uszczęśliwiony szatyn włożył mi pierścionek na palec. Wyciągnęłam dłoń przed siebie, patrząc na nią przez łzy. Małe diamenciki migotały wesoło w blasku jasnych świateł. Zapamiętałam tę magiczną chwilę już na zawsze.
____________________________________
Hej! ;*

Ha, prawie się wyrobiłam! Gdybym dodała rozdział dwie godziny temu, byłoby równe dziesięć dni. Nie udało się, ale i tak jestem z siebie dumna. :D
Teraz będę zmuszona porzucić swój schemat dziesięciu dni. ;( Muszę poważnie zająć się szkołą, trzecia gimnazjum to ciężka rzecz. Ych, nie wyobrażam sobie tego...

Rozdział na Harry'ego ukaże się już za kilka dni, tak samo jak na Ducha, a dalej nie wiem, co i jak. Postaram się dodawać jak najczęściej. ;*

Jak widzicie, u Adasia i Julie też sielanka i oświadczyny. :D Ale ja ostatnio jestem łasakawa! xd
Osobiście, uwielbiam ten rozdział. ♥
Jest taki... zwyczajny. :)

Dziękuję ślicznie za każdą opinię! ^^

Do zobaczenia! <3

PS. Nowy zwiastun wykonała Lilly. ;* Zajrzyjcie do odpowiedniej zakładki i powiedzcie, co sądzicie. ;)

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział IX

- Adam -

       Przez moją podświadomość zaczęło przedzierać się irytujące pikanie budzika. Uniosłem głowę znad poduszki, klnąc pod nosem na złośliwe urządzenie. Do mojego pokoju wpadały promienie słońca, które już dawno wzeszło. Z potężnym ziewnięciem wziąłem telefon, aby wyłączyć irytującą pobudkę. Spoglądając na wyświetlacz zauważyłem, że już po dziesiątej. Mato kochana, ile ja włączyłem tych drzemek?! Zerwałem się z łóżka i już chciałem panikować, gdy uświadomiłem sobie, że przecież była sobota. Odetchnąłem głęboko, po czym przeciągnąłem się. Dzień zapowiadał się obiecująco. Najpierw słodkie leniuchowanie, a potem wyprawa do wesołego miasteczka razem z Julie.

      Uśmiechając się pod nosem podszedłem do okna i otworzyłem je na szeroko. Wychyliłem się lekko spoglądając na ludzi wędrujących po chodniku. W dzieciństwie uwielbiałem patrzeć na innych i wyobrażać sobie, gdzie mogę iść i dlaczego. Nie zawsze wymyślałem "normalne" cele ich podróży. Czasami wysyłałem ich do miejsc z bajek bądź filmów. Kiedyś wymyśliłem, że jedna pani, która niosła jakieś kolorowe pudełko pod pachą, idzie na obiad do Myszki Miki. Parsknąłem śmiechem, zastanawiając się skąd dzieci biorą takie niestworzone pomysły. Uniosłem głowę, a mój wzrok padł na największą ozdobę Paryża. Kochałam to mieszkanie za to, że codziennie mogłem podziwiać Wieżę Eiffla. Popatrzyłem na nią jeszcze przez chwilę, po czym wycofałem się w głąb pokoju, pozostawiając okno otwarte.

       Przeczesałem włosy dłonią i zastanowiłem się, od czego zacząć dzień. Po chwili stwierdziłem, że warto byłoby zjeść jakieś śniadanie. Wiedziony tą myślą poszedłem do kuchni. Postanowiłem usmażyć sobie jajecznicę. Po zjedzonym posiłku podążyłem do łazienki, aby się ogarnąć. Szybki prysznic zawsze działał na mnie odświeżająco. Założyłem beżowe szorty do kolan i białą koszulkę, po czym z mokrymi włosami udałem się na kanapę. Miałem zamiar spędzić ten dzień, nie robiąc kompletnie nic.


- Julie -

              Szłam wesoło przez miasto uśmiechając się do przypadkowo mijanych osób. Od rana znajdowałam się w jakiejś niewytłumaczalnej euforii. Odkąd tylko wstałam, miałam ochotę śpiewać. Założyłam na siebie jakieś przypadkowe ubrania, po czym wyszłam z domu na szybkie zakupy. Po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że wszystko w końcu się ułożyło. Liliane pogodziła się z Michael'em, wytłumaczyła mu, że przecież Mickey to dziecko jej siostry. Mężczyzna przeprosił ją za nieporozumienie, po czym padli sobie w ramiona. To mniej więcej wywnioskowałam z wypowiedzi przyjaciółki. O więcej nie pytałam, bo była za bardzo podniecona. 

         Do tego... Moje relacje z Adamem były coraz lepsze. Ostatnie tygodnie bardzo nas do siebie zbliżyły. Staraliśmy się spotykać codziennie, a jeśli nie wychodziło, rozmawialiśmy przez telefon bądź pisaliśmy sms'y.
Dzisiaj spotykaliśmy się o szesnastej, aby spędzić miłe chwile w wesołym miasteczku. Może i byliśmy na to za starzy, ale przecież kto nam zabroni? Uśmiechając się szeroko weszłam do pierwszego z brzegu spożywczaka. Kupiłam wszystko, czego było mi potrzeba, po czym postanowiłam, że dzisiaj muszę ładnie wyglądać. Nie wiem dlaczego tak nagle przyszło mi to do głowy, ale czułam, że dzisiaj zdarzy się coś niezwykłego. 

     Prawie podskakując, skierowałam się w stronę domu. Słońce przygrzewało, a chmury powoli płynęły po błękitnym niebie. Wymarzona pogoda na dobrą zabawę. 

Kilka godzin później

      Stanęłam przed szafą pełną ubrań zawinięta w ręcznik z turbanem na głowie. Przed chwilą wyszłam z łazienki, a teraz czekało mnie najtrudniejsze zadanie. Wybór stroju. Założyłam ręce na piersi i zaczęłam mierzyć wzrokiem poszczególne elementy mojej garderoby. Po pół godzinie takiego stanie, nogi zaczęły mnie już boleć. Z westchnieniem zdjęłam ręcznik z prawie suchych włosów i rzuciłam go na łóżko. Przeczesałam włosy palcami... Mam! Nagle mnie olśniło. Rzuciłam się w kierunku szafy, po czym zdjęłam z wieszaka sukienkę, którą kupiłam niedawno. Znajdowały się na niej małe różyczki, które sprawiały, że wydawała się być czerwona, choć miała prześwity białego. Sięgała mi prawie do kolan, a rękawki miała przed łokcie. Do tego dekolt nie był zbyt duży, więc dla mnie w sam raz.

       Zadowolona z pomysłu założyłam czystą bieliznę, wybrany strój, po czym poszłam do łazienki, by zająć się fryzurą i makijażem. Hmm... Nie chciałam wyglądać zbyt wyzywająco. Rozczesałam włosy, po czym stwierdziłam, że miło będzie nadać im trochę objętości. Użyłam pianki, a potem wzięłam okrągłą szczotkę i za pomocą suszarki, zaczęłam je trochę podkręcać. Po kilku minutach efekt był nawet zadowalający. Utrwaliłam fryzurę lakierem, po czym zabrałam się za makijaż. Chciałam, by był jak najbardziej delikatny. Użyłam jasno różowego cienia do powiek, eyelinera, maskary i błyszczyka. Przeglądając się w lustrze stwierdziłam, że naprawdę mi się podoba. Z uśmiechem spryskałam się jeszcze ulubionymi perfumami, po czym wyszłam z łazienki. 

        W korytarzu założyłam sandały na niewysokim koturnie, wzięłam torebkę i sweterek na wszelki wypadek, by po chwili wyjść z domu. Przekręciłam zamek w drzwiach i zeszłam po schodach. Znalazłam się na chodniku, po czym zaczęłam iść w umówione miejsce. Nagle poczułam, że ktoś puka mnie w ramię. Z zaskoczeniem się odwróciłam, a moje serce od razu przyspieszyło. Uśmiechnęłam się szeroko, patrząc na Adama, który trzymał w dłoni piękną, czerwoną różę. 

- Cześć, Julie! - powiedział, po czym jak zawsze pocałował mnie w rękę. Zarumieniłam się, ale mimo to nie przestawałam logicznie myśleć. - To dla ciebie.

      Wzięłam podawany mi kwiat, po czym odpowiedziałam zaskoczona:

- Och, dziękuję, nie musiałeś! - Na te słowa tylko się roześmiał, po czym ujął moją rękę. Zaczęliśmy iść przed siebie.

- Nie musiałem, ale chciałem. Z resztą wyglądasz dzisiaj tak pięknie, że nawet sto takich róż traci przy tobie urodę. - Spojrzał mi w oczy. Dojrzałam w nich ciepło i...

- Przesadzasz. - zaśmiałam się, czując, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. - Nie mieliśmy spotkać się przy twoim mieszkaniu? Stamtąd jest znacznie bliżej do wesołego miasteczka.

- Mieliśmy, ale moje nic nie robienie zamieniło się w czczą nudę, więc postanowiłem, że po ciebie przyjdę.

        Dopiero teraz przyjrzałam mu się uważniej. Miał na sobie jasne dżiny i białą koszulę. Podwinął rękawy do łokci, a dwa pierwsze guziki zostawił rozpięte. Jego lekko zmierzwione włosy opadały delikatnie na lewą stronę czoła, a mało widoczny zarost dodawał mu męskości. Westchnęłam mimowolnie, po czym powąchałam różę. Uwielbiałam zapach tych kwiatów.

- Naprawdę jeszcze raz bardzo ci dziękuję. - powiedziałam, uśmiechając się. - Jak ci minął dzień?

      Zaczęliśmy rozmawiać o tym, co dzisiaj robiliśmy. Później konwersacja zeszła na plany przyszłych dni. Myśleliśmy nad tym, by wyskoczyć gdzieś na miasto. Oboje mieliśmy dość miejskiego gwaru. Rozmawiając, żartując i śmiejąc się, dotarliśmy na miejsce. W wesołym miasteczku było pełno ludzi, a najwięcej rodzin z dziećmi. 

- Zobacz! - zawołał Adam, wskazując na karuzelę, która akurat się kręciła. Szczerze? Obracała się bardzo szybko. Bardzo, bardzo szybko. 

- Idziemy na to? - zapytał, patrząc na mnie z błyskiem w oku. Zawahałam się. Szczerze? Strasznie się bałam.

- Jasne! - zawołałam, starając się uśmiechnąć. Poszliśmy kupić bilety, po czym czekaliśmy aż maszyna się zatrzyma. Ustawiliśmy się w kolejce, a ja czułam, że zaraz umrę ze strachu. Naprawdę cholernie się bałam wejść na to diabelstwo. Ale... Raz się żyję, prawda?

     W końcu nadeszła ta chwila. Mój towarzysz cały czas wesoło coś opowiadał, idąc w kierunku karuzeli, ale ja tylko potakiwałam i starałam się wyglądać w miarę normalnie.Oddaliśmy bilety panu, który obsługiwał maszynę, po czym zajęliśmy miejsca. Zaczął boleć mnie brzuch. 

- Ale będzie fajnie! - ekscytował się Adam, rozglądając naokoło. Nagle spojrzał na mnie. - Czekaj... Boisz się? 

      W jego głosie nie było słychać drwiny. Wyczułam tylko troskę i opiekuńczość. Zrobiłam głupią minę, po czym odrzekłam:

- Tak...troszeczkę! Ale to nic.

- Jesteś pewna? Może chcesz zejść? - dopytywał, oglądając się na faceta, który właśnie podążał, aby uruchomić maszynę.

- Nie, nie, spokojnie! - odpowiedziała, biorąc go za rękę. - Wszystkiego trzeba w życiu spróbować, nie?

     Uśmiechnęłam się, tym razem szczerze. Strach jakoś powoli mnie opuszczał. Adam pokiwał głową, przyglądając mi się. Poczułam drgnienie. Ruszyło. Najpierw zaczęliśmy obracać się powoli. Szczerze? Jakoś nieszczególnie się bałam. Wręcz przeciwnie, byłam coraz bardziej szczęśliwa. Potem urządzenie przyspieszyło. Usłyszałam krzyki innych pasażerów, ale sama zaczęłam się śmiać. Uniosłam ręce, nie wypuszczając dłoni Adama. Usłyszałam, że śmieje się razem ze mną. Wszystko co miałam przed oczami, zamieniło się w jeden kolorowy wir, ale ja z zaskoczeniem stwierdziłam, że nawet mnie nie mdli. 

- Wszystko w porządku? - zawołał Adam. Słyszałam, że jest równie szczęśliwy, jak ja.

- W jak najlepszym! - odkrzyknęłam, ściskając mocniej jego rękę. 

      W końcu karuzela stanęła. Zaczęliśmy wyplątywać się z zabezpieczeń, zanosząc się od śmiechu. Ustaliśmy na dwóch nogach i zataczając się, zeszliśmy na trawę.

- Było super. - powiedziałam, wpadając na szatyna. Nadal nie mogłam złapać równowagi, podobnie jak on. Strasznie nas to bawiło. 

- Huh, naprawdę świetna ta karuzela. Na co jeszcze idziemy? - zapytał wesoło, opierając się na mnie.

      Parsknęłam śmiechem, po czym pociągnęłam go w kierunku pierwszej lepszej atrakcji. Tego dnia zaliczyliśmy chyba wszystkie stanowiska. Pracownicy z uśmiechem kręcili głowami, patrząc na nasze wygłupy. Zachowywaliśmy się jak para szalonych nastolatków. Kiedy zaczęło się już ściemniać, a kolorowe światła zapalać, Adam ustał i dysząc głośno, powiedział:

- Uf, niezła jesteś! - Roześmiałam się.- Może już na dzisiaj spokój? Obeszliśmy chyba całe to miejsce i szczerze to już mi się w oczach troi od tych wszystkich karuzel. 

- Hm... - Udawałam, że się zastanawiam. Nie miałam ochoty iść jeszcze do domu. - No dobra. To może spacerek?

- Jasne! - Mężczyzna zgodził się z ochotą. Zaczęliśmy kierować się powoli w stronę wyjścia. Ludzie też powoli się już zbierali. Zerknęłam na zegarek; było już po dwudziestej, a miasteczko czynne było do dwudziestej pierwszej. 

       Szliśmy powoli, w milczeniu. Wieczorny wiaterek szarpał delikatnie naszymi ubraniami, a słońce, które już prawie zaszło, rzucało na nas pomarańczowe promienie. 

- Dziękuję za wspaniały dzień. - powiedziałam, patrząc na jego profil. Widziałam, że głęboko się nad czymś zastanawia. - Musimy kiedyś to powtórzyć.

- Musimy - przytaknął. - Wiesz...

      Słyszałam, że niepewność zakrada się w tonie jego głosu. Odgarnęłam włosy z czoła, i czując serce w gardle, zaczęłam uważnie słuchać.

- Dużo ostatnio myślałem. O tym wszystkim, co się między nami działo. I...

        Zatrzymał się, po czym stanął naprzeciwko mnie. Zamarłam. Patrzyliśmy sobie w oczy. Czekałam na to, co powie. Bałam się, że nie będzie to nic dobrego, bałam się, że może będzie chciał to wszystko zakończyć za nim zajdzie za daleko. Ale jednocześnie... W moim sercu kiełkowało ziarenko nadziei, że może jednak będzie już tylko lepiej. Nie mogłam nic wyczytać z jego oczu. Zatonęłam w tych brązowych tęczówkach, które zaczarowały mnie od samego początku...

- Kocham cię - powiedział cicho, a ja poczułam, jak moje serce staje. - Wtedy u ciebie nie kłamałem. Kochałem cię od samego początku, ale nie byłem pewny swoich uczuć. Teraz już wiem, że to ty jesteś tą jedyną, którą kocham najmocniej na świecie. 

      Głos lekko mu zadrżał, a ja poczułam, jak po moich policzkach spływają łzy szczęścia.

- Ja ciebie też kocham. Najmocniej na świecie. - wyszeptałam. Roześmiał się cicho, po czym ujął moją twarz w dłonie.

      Zbliżył swoje wargi do moich. Poczułam jego oddech na swojej skórze. Nachyliłam się lekko, aby zamknąć przestrzeń pomiędzy nami. Pocałował mnie czule, pokazując jak bardzo jestem dla niego ważna. Odwzajemniłam pocałunek. Byłam najszczęśliwszą kobietą w Paryżu. Mówiło się, że tutaj kocha się najpiękniej. Chyba zaczęłam wierzyć w te słowa. 
____________________________________________
Cześć. 

Ech, tak wiem, wiem! Jestem okropna, ostatni rozdział był prawie miesiąc temu. Dlaczego? Hm... Najpierw minęło przepisowe dziesięć dni, później dostałam nagłej weny na Ducha i Harry'ego, a potem miałam gościa. xd Następnie przez dziewięć dni miałam niemoc twórczą i brak sprzętu. Uch, myślałam, że się pochlastam!

Ale teraz na szczęście już jestem gotowa, trochę odpoczęłam i jak się zepnę to rozdział na Harry'ego będzie już jutro! :D Jak nie to pojutrze, ale wolałabym wcześniej. 

Do końca wakacji (NIE, NIECH ONE SIĘ NIE KOŃCZĄ) na pewno dodam rozdział na Harry'ego i Ducha, a także na Nialla.^^ Chcę wszystko w miarę opanować, bo jak zacznie się rok szkolny, to trzeba będzie ograniczyć rozdziały do jednego na miesiąc. ;/ Na Niallu będą oczywiście i tak pojawiać się rzadziej, ale na reszcie coś zawsze się ukaże. :)

Co do tego rozdziału, mam nadzieję, że będziecie zadowoleni. :D Ja osobiście jestem zadowolona bardzo. Przyjemnie i szybko mi się go pisało, trzy godzinki i już jest. c;

Uch, ja lecę, bo już po drugiej i ledwo, co widzę. xd

A! Zaległości nadrobię jutro! :D

Paa! <3