sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział XII

- Julie -

    Po ceremonii pojechaliśmy do kawiarni państwa Blanc. Cały czas czułam w sobie to cudowne uniesienie, ale stres odpłynął nieodwołalnie. Teraz siedziałam razem z Adamem na tylnym siedzeniu wynajętego samochodu, ściskałam go za rękę i uśmiechałam się szeroko. Michael prowadził, a Liliane zajęła miejsce pasażera. Słońce świeciło wesoło, wpadając do wnętrza pojazdu i oświetlając nasze twarze. W tamtej chwili nie myślałam nad niczym konkretnym. Raz po raz analizowałam moment wymienienia się obrączkami, a z każdą chwilą mój uśmiech stawał się jeszcze szerszy. 

    Rzuciłam Adamowi szybkie spojrzenie. Patrzył przez okno, a jego oczy błyszczały. Złowił moje spojrzenie i oparł się policzkiem o moje czoło. Przymknęłam powieki. Nikt nic nie mówił. Słowa były tutaj zbędne, rozumieliśmy się bez nich. Nie braliśmy ślubu cywilnego, choć we Francji to bardzo popularne. Nie potrzebny nam papierek, chcieliśmy ten związek zawrzeć przed Bogiem. Dziadkowie mojego męża poparli nas z całą serdecznością, a moi rodzice nawet się nad tym nie zastanowili. Mama była tak pochłonięta pomaganiu mojej nowej babci, że na wszystkie moje pytania o formalności, tylko przytakiwała.

   Nagle samochód stanął. Podjechaliśmy od strony domu, bo z właściwego wejścia do kawiarni wychodziło się od razu na chodnik, po którym chodziło pełno ludzi. Michael obejrzał się na nas z uśmiechem.

- No, gołąbeczki, wysiadamy - zażartował, po czym sam wyszedł z auta, obszedł je naokoło i otworzył drzwi dla Liliane. Adam zrobił podobny manewr i po chwili stałam już obok niego. Ujął mnie delikatnie za rękę, po czym przebyliśmy krótką drogę dzielącą nas od ogrodzenia posesji naszych dziadków.

    Ukochany popchnął drewnianą, wysoką furtkę i znaleźliśmy się w ogromnym ogrodzie. Wszyscy już czekali, a kiedy nas ujrzeli zaczęli klaskać i głośno wiwatować. Od razu spłonęłam rumieńcem, a Adam zaśmiał się i krótko ukłonił. Michael i Liliana, którzy szli za nami, ustali obok. Oboje promienieli. Wszyscy rzucili się w naszą stronę z bukietami kwiatów i najserdeczniejszymi życzeniami na ustach. Pierwszy w kolejce był mój brat, a przy nim zajmowała miejsce jego cicha, spokojna dziewczyna. 

- No, siostrzyczko, wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. - zaczął z uśmiechem. - Jestem pewien, że będziecie żyć długo i szczęśliwie. Matko, jaki ja się sentymentalny przez ten ślub zrobiłem... 

    Zaśmiałam się krótko, po czym przejęłam od niego piękny bukiet i podałam go Lilane, aby mieć wolne ręce.

- Dziękuje, mam nadzieję, że już niedługo będziemy szaleć na twoim weselu! - puściłam do niego oczko i uściskałam serdecznie. On przeszedł, by składać życzenia Adamowi, a ja stanęłam na przeciwko jego dziewczyny. Spojrzała na mnie dziwnie, jakoś tak smutno, ze strachem. Życzyła wszystkiego najlepszego, pocałowała mnie delikatnie w policzek, po czym przesunęła się dalej, aby zrobić miejsce moim rodzicom. 

    Spojrzałam na nią zdezorientowana, lecz już po chwili moja zapłakana rodzicielka mocno mnie do siebie przyciskała. Długo szeptała mi do ucha życzenia, a w moim oku zakręciła się łza. Stanął mi przed oczami obraz pięcioletniej mnie, kiedy to leżałam już w łóżku, a mama młodsza o dwadzieścia lat czytała mi bajki. Mimo że byłam bardzo szczęśliwa, wiedziałam, że ten czas dzieciństwa już nigdy nie wróci. Otarłam szybko mokre oczy wierzchem dłoni, aby nie rozmazać makijażu. Podziękowałam mamie, uściskałam tatę, a potem z uśmiechem wysłuchałam życzeń od państwa Blanc. Było cudownie. A to przecież dopiero początek.

- Adam -



    Nadszedł czas na pierwszy taniec wieczoru, który przysługiwał tradycyjnie Parze Młodej. Z uśmiechem na ustach wprowadziłem Julie na parkiet, który został zrobiony przez dziadka specjalnie dla nas. Były to zwykłe deski, ale zostały tak dokładnie ułożone i tak pięknie pomalowane, że nie było tego praktycznie widać. Położyłem dłoń na talii mojej żony i ująłem delikatnie jej drobną dłoń. Zaczęliśmy tańczyć. 


    Byłem taki cholernie szczęśliwy. Patrzyliśmy sobie w oczy i kołysaliśmy się do rytmu. Była to jedna z moich ulubionych piosenek, jeszcze z czasów, kiedy chodziłem do liceum. Teraz wzruszenie zaczęło we mnie narastać, ale nie chciałem płakać. Nie w najpiękniejszym dniu mojego życia. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Julie w kawiarni w moich dziadków, w życiu nie pomyślałem, że kiedyś wezmę z nią ślub. A teraz? A teraz miałem okazję tańczyć z najpiękniejszą Panną Młodą na świecie. 

- Ślicznie wyglądasz - wyszeptałem jej do ucha, po czym zakręciłem ją delikatnie wokół własnej osi. Uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Jak się czujesz z faktem, że od dzisiaj nosisz moje nazwisko?

- Cudownie, panie Durand - wyszeptała, po czym delikatnie pocałowała mnie w nos. Zauważyłem kątem oka, że goście zaczęli robić nam zdjęcia. Uśmiechnąłem się. 

- Będziemy bardzo szczęśliwi - wyszeptała mi do ucha. - Obiecuję ci to.

- Nie musisz. Ja to wiem.

- Julie -

    Byłam okropnie zmęczona, ale szczęśliwa. Przetańczyliśmy dobre dwie godziny w przerwie na kolacje, pocałunek specjalnie dla gości, którzy krzyczeli "gorzko, gorzko!", a teraz nadeszła chwila krojenia tortu. Babcia strasznie się nad nim namęczyła, ale teraz gdy wprowadzała go na oczach wszystkich jej twarz wyraźnie promieniała dumą. Razem z Adamem wstaliśmy i zaczęliśmy głośno klaskać, a po nas wstała również reszta gości. Tort był trzypiętrowy, biały i przystrojony mnóstwem lukrowych gołąbków, serduszek i obrączek. Kilka łez spłynęło mi po policzkach. Byłam taka przeszczęczśliwa. Razem z mężem obeszliśmy stół i z uśmiechem podeszliśmy do cukierniczego dzieła. Babcia wręczyła nam nóż.

- Kto pierwszy? - zaśmiał się Adam, patrząc na mnie i trzymając nóż w ręku. 

- Ty! - odpowiedziałam natychmiast. - Ja nie mam serca, żeby zniszczyć to dzieło sztuki. 

- Obciążasz moje sumienie - zaśmiał się mężczyzna, po czym delikatnie wbił ostrze w najwyższe piętro. Równo i z precyzją odkroił kawałek, po czym położył go na trzymany przeze mnie talerzyk. Goście ponownie zaczęli klaskać. Na zmianę kroiliśmy tort, rozdając go najbliższym. Na koniec przyszedł czas na nas. Adam ukroił kawałek dla mnie, a ja dla niego. 

- Gotowy? - zapytałam zaczepnie, nabierając kawałek na widelec.

- Gotowy - przytaknął z uśmiechem. 

    Nakarmiliśmy się nawzajem, co wzbudziło kolejne wiwaty. Tort był przepyszny. Czekoladowy z nutą wiśni. Pychota. 

      Nagle przy stole wzniósł się dziwny szum i męski głos, proszący kogoś o wodę. Spojrzeliśmy po sobie, po czym odstawiając talerzyki na specjalnym wózku obok tortu, popędziliśmy w tamtą stronę. Aude, dziewczyna Denisa, zwisała z krzesła podtrzymywana jedynie przez mojego przerażonego brata. Była blada jak ściana, a jej oczy były zamknięte. 

- Co się stało? - zapytałam z przestrachem, podchodząc bliżej. Nie było to łatwe, bo cały czas musiałam uważać, aby nie zniszczyć sukienki. 

- Zemdlała - jęknął przerażony Denis, wachlując dłonią swoją ukochaną. - Kochanie, otwórz oczy, co się stało? 

     Po kilku sekundach nerwowego oczekiwania dziewczyna ocknęła się. Popatrzyła na zebranych, którzy pochylali się nad nią z troską, a potem z jej oczu puściły się bolesne łzy. Mój brat natychmiast ją do siebie przygarnął i zaczął gładzić po włosach, nie rozumiejąc o co chodzi. Zerknęłam na Adama. Pokręcił tylko głową z bezradną miną. 

- Bo... Bo ja... - zaszlochała Aude, odsuwając się od Denisa i patrząc mu w oczy. - Jestem... w ciąży...

       Zamarłam, a moja mama wydała zdziwiony okrzyk. Denis patrzył na nią zdezorientowany, ale ja widziałam na jego twarzy coś więcej. 

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał zmienionym głosem.

- Bałam się - załkała Aude. - Przecież zawsze powtarzasz, że dzieci to tylko kłopot i niepotrzebna nikomu papranina. Przepraszam, Denis, ja... ja naprawdę nie chciałam...

- Wariatko - warknął, patrząc na nią ze łzami w oczach - Nie miałaś czego się bać! Kocham cię. I chcę mieć z tobą dzieci. Wtedy to były żarty. Kocham cię, rozumiesz?! Ponad życie!

     Aude zaszlochała, po czym przytuliła się do niego tak mocno, że aż wbijała mu paznokcie w plecy. On tego nie zauważył. Odwzajemnił uścisk. Ja przytuliłam się do Adama, który bezszelestnie do mnie podszedł. Płakałam wzruszona, widząc jak Liliane również roni łzy, ściskając Michaela za rękę. Moja mam patrzyła na to wszystko z dziwną miną, a tata miał na twarzy szeroki uśmiech. Ktoś zaklaskał parę razy. Inni to podchwycili, ale ja dalej stałam nieruchomo i ze wzruszeniem patrzyłam na młodszego brata, który zaraz miał zostać ojcem. To wszystko minęło tak szybko. Wprost nie do uwierzenia. Adam dalej czule mnie obejmował.

- A kiedy czas na nas? - szepnął, a ja wyczułam, że się uśmiecha.

- Niedługo - powiedziałam, przytulając go mocniej. - Już niedługo.
____________________________________
Cześć! :D

Taki tam Mikołajkowy prezent od mua! Udało mi się w końcu napisać ten rozdział i mam nadzieję, że wyszedł nawet nawet. ^^

W ogóle trudno w to uwierzyć (przynajmmiej mi), ale  ten blog 14.12 obchodzi pierwsze urodzinki, hihi. Jak to szybko zleciało. No cóż, postaram się napisać rozdział na za tydzień, ale znając mnie i to, ile mam czasu, to raczej marzenie ściętej głowy.

Niedługo powinna nastąpić też zmiana szablonu. :)

Pozdrawiam! <3