- Julie -
Otarłam usta wierzchem dłoni, po czym spuściłam wodę sedesie. Zwymiotowałam już trzeci raz w ciągu tygodnia. Na szczęście tym razem Adam tego nie widział, bo jeszcze był w pracy, ale po wcześniejszych razach widziałam, że się o mnie martwi. Wstałam z klęczek, po czym podeszłam do zlewu, aby umyć zęby. Wykonując powolne ruchy szczoteczką, wpatrywałam się w moje ponure odbicie w lustrze. Byłam blada, pod oczami miałam ciemne wory, a na czole pojawiły się kropelki potu. Westchnęłam, opłukałam całą twarz chłodną wodą, po czym bez wycierania jej, udałam się do kuchni. Był koniec września, a ja chodziłam po domu jedynie w koszulce Adama, która sięgała mi połowy ud, skutecznie zakrywając bieliznę. Ostatnimi czasy było mi okropnie wręcz duszno. Ustałam przy kuchence, aby sprawdzić, jak ma się obiad. Spróbowałam odrobinę zupy, zamieszałam makaron i napiłam się soku. Ustałam przy oknie i bezmyślnie zaczęłam podjadać paluszki, stojące na parapecie. Nie zastanowiłam się nawet, kto je tam umieścił. Zapewne ja. Od kilku dni jadłam praktycznie cały czas.
Zastanawiało mnie to bardzo. Na początku myślałam, że się strułam. Potem, kiedy nie miałam innych objawów typowych dla tej przypadłości, moje myśli popłynęły w zupełnie innym kierunku. Mimo to bałam się o tym nawet myśleć. Nie chciałam mieć dziecka w tamtym momencie. Groziło mi wyrzucenie z pracy. Milicent dowiedziała się, że nie dokończyłam tych cholernych projektów dla Oliviera. Następnego dnia byłam umówiona z nią na rozmowę. Bardzo się stresowałam. Do tego dochodziło wspomnienie wydarzenia z przed kilku dni. Brzydziłam się tego mężczyzny. Bałam się, że może się to powtórzyć. Jednocześnie nie chciałam o tym nikomu powiedzieć, a zwłaszcza Adamowi. Wstydziłam się, że szybciej nie odepchnęłam tego dupka.
Z zamyślenia ocknęłam się dopiero wtedy, kiedy skończyły mi się paluszki. Ponownie westchnęłam ciężko i wyrzuciłam pustą paczkę do kosza. Jeszcze raz zamieszałam makaron, po czym usłyszałam zgrzytanie klucza w drzwiach. Uśmiechnęłam się, po czym odwróciłam się szybko od kuchni, by powitać męża.
- Wróciłem! - zawołał z przedpokoju, a ja usłyszałam jak zdejmuje marynarkę i jak zwykle niedbale rzuca ją na szafkę na buty.
- Cześć, kochanie. - powiedziałam, po czym podeszłam, żeby go pocałować. Odwzajemnił pocałunek, uśmiechając się przy tym promiennie.
- Dobre wieści, słońce! - zawołał, zdejmując buty. Uniosłam brwi w oczekiwaniu, jednocześnie porządnie wieszając jego okrycie. Strzepnęłam jakiś pyłek z rękawa, po czym poczułam ręce chłopaka w talii. Uniósł mnie w górę, by po chwili iść w kierunku kuchni.
- Puść mnie, wariacie! - Zaśmiałam się, delikatnie uderzając go w klatkę piersiową.
- Nie! - odrzekł, po czym oplótł sobie moje nogi w pasie. Objęłam go za szyję, wpatrując się zaintrygowana w jego zadowolone oczy.
- Dostałem podwyżkę! - obwieścił z dumą, opierając się czołem o moje czoło.
Zapiszczałam, ściskając go mocno.
- To cudownie! Powinniśmy to uczcić! - krzyknęłam naprawdę ucieszona. Ostatnio z pieniędzmi zaczynało robić się krucho.
- Zabieram cię dzisiaj na kolację. - wymruczał, a ja poczułam jego wargi na szyi. Zadrżałam, mimowolnie przymykając powieki. - Do najdroższej restauracji w mieście.
Uśmiechnęłam się, po czym pocałowałam go mocno w usta. Odwzajemnił pocałunek, który porwał nas na dobrą minutę.
- A ja ugotowałam dla ciebie przepyszną zupę. - powiedziała z uśmiechem. - Siadaj do stołu, zaraz podaję.
- Co tylko rozkażesz, słońce. Tylko najpierw sprawdzę pocztę, bo czekam na ważnego maila od klienta. - odrzekł, po czym poszedł włączyć laptopa.
Cała w skowronkach podeszłam jeszcze raz do kuchenki, wyłączyłam makaron, by po chwili stwierdzić, że zupa musi się jeszcze chwilkę pogotować. Zamyśliłam się na moment. A gdyby tak... Podjąwszy decyzję, nałożyłam makaronu do dwóch miseczek, po czym poszłam szybkim krokiem do łazienki. Wolnym ruchem otworzyłam jedną z szafek, po czym po chwili wahania odsunęłam wszystkie przedmioty i chemikalia, by wziąć małe tekturowe pudełeczko z małym dzieckiem na wierzchu. Odetchnęłam głęboko i zabrałam się za czytanie instrukcji.
Po kilku minutach trzymałam w dłoni test ciążowy, którego wynik był... pozytywny. Na mojej twarzy zaczął pojawiać się szeroki uśmiech, a dłoń automatycznie powędrowała do brzucha. Wpatrywałam się w mały przedmiot w mojej dłoni, a moja euforia sięgała zenitu. Spojrzałam w lustro i ujrzałam swoją roześmianą, zarumienioną twarz.
- Adaś! - krzyknęła, po czym szybkim krokiem wyszłam z łazienki. - Adaś, jestem...
Ustałam w progu z testem ciążowym w jednym ręku, drugą zaś położyłam sobie na brzuchu. Popatrzyłam zaskoczona na ukochanego. Siedział przed laptopem, a na jego twarzy malował się głęboki szok. Zamrugałam, zastanawiając się, co się stało; przecież nie zdążyłam mu jeszcze powiedzieć. Podeszłam do niego powoli, czując jak uśmiech znika z moich ust.
- Co się stało, kochanie? - zapytałam, dotykając jego ramienia. Odsunął się szybko od mojej ręki, a ja zamarłam, nie wiedząc, co się dzieje.
Popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Pełnym żalu, zawodu, złości i czegoś jeszcze, czego nie potrafiłam zinterpretować. Jeszcze raz wyciągnęłam dłoń w jego stronę, ale on poderwał się z kanapy i odsunął ode mnie kilka kroków.
- Przeczytaj. I nic więcej nie mów. - powiedział tylko zdławionym z emocji głosem.
- Ale, Adam... - Ponowiłam próbę, lecz mężczyzna odwrócił się w stronę okna.
Z walącym głośno sercem, pochyliłam się nad laptopem. Zaczęłam czytać, a z każdą chwilą robiło mi się coraz bardziej gorąco.
- Adaś! - krzyknęła, po czym szybkim krokiem wyszłam z łazienki. - Adaś, jestem...
Ustałam w progu z testem ciążowym w jednym ręku, drugą zaś położyłam sobie na brzuchu. Popatrzyłam zaskoczona na ukochanego. Siedział przed laptopem, a na jego twarzy malował się głęboki szok. Zamrugałam, zastanawiając się, co się stało; przecież nie zdążyłam mu jeszcze powiedzieć. Podeszłam do niego powoli, czując jak uśmiech znika z moich ust.
- Co się stało, kochanie? - zapytałam, dotykając jego ramienia. Odsunął się szybko od mojej ręki, a ja zamarłam, nie wiedząc, co się dzieje.
Popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Pełnym żalu, zawodu, złości i czegoś jeszcze, czego nie potrafiłam zinterpretować. Jeszcze raz wyciągnęłam dłoń w jego stronę, ale on poderwał się z kanapy i odsunął ode mnie kilka kroków.
- Przeczytaj. I nic więcej nie mów. - powiedział tylko zdławionym z emocji głosem.
- Ale, Adam... - Ponowiłam próbę, lecz mężczyzna odwrócił się w stronę okna.
Z walącym głośno sercem, pochyliłam się nad laptopem. Zaczęłam czytać, a z każdą chwilą robiło mi się coraz bardziej gorąco.
Droga Julie,
Dziękuję Ci za tamten cudowny wieczór. Ten pocałunek zapamiętam już na zawsze, choć wierzę, że uda mi się ich skraść dużo więcej. Mam nadzieję, że Twój mąż nie dowiedział się o niczym - problemy są mi zbędne. Liczę na kolejne rychłe spotkanie, będę odliczał godziny do niego.
O. Arnaud
PS. Twoje ciało jest idealne.
- Nie wylogowałaś się z poczty. - Odezwał się Adam, a ja czułam, że nogi zaczynają się pode mną uginać. Bił od niego straszny chłód. Nie patrzył na mnie, tylko w szybę, po której zaczęły spływać kropelki deszczu. - Ta wiadomość wyskoczyła mi automatycznie. Nie powinienem czytać twojej prywatnej korespondencji. Przepraszam.
- Adam, ale przecież ty w to nie wierzysz. - zawołałam cicho, podchodząc do niego, starając się jakoś uspokoić. Przecież to było absurdalne.
Chciałam położyć mu rękę na ramieniu, a potem go przytulić, ale strzepnął moją dłoń i odsunął się ode mnie. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Cały czas w jednej dłoni ściskałam test ciążowy, który zapowiadał tak cudowną przyszłość. Teraz staliśmy krok od całkowitego zniszczenia naszego małżeństwa, a najgorsze było to, że nic nie mogłam z tym zrobić.
- Myślę, że... nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia. - Mruknął chłopak, po czym wyminął mnie i wyszedł z salonu.
Przez kilka minut stałam niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, trzęsąc się ze strachu. Usłyszałam jakieś dziwne odgłosy, dochodzące z sypialni. Zamrugałam kilka razy, po czym poszłam sprawdzić, co się dzieje. Widok, który tam zastałam, sprawił, że oparłam się bezsilnie o framugę drzwi.
- Co ty...co ty robisz? - wyszeptałam, łkając.
- Pakuję swoje rzeczy. - odpowiedział, wrzucając kolejną koszulkę do torby.
Zaczęłam szlochać.
- Adam, błagam cię. To wszystko nieprawda. To on mnie...- Nie wiedziałam, co dalej powiedzieć. Mężczyzna nawet na mnie nie patrzył. - Zostań, wytłumaczę ci wszystko. Proszę, zostaw te ubrania.
Podeszłam do niego, po czym starałam się powstrzymać jego ręce. Popatrzył na mnie, zatrzymując się w połowie zasuwania suwaka. Widziałam, że miał łzy w oczach. Czując słony płyn, spływający po policzkach, ujęłam jego bladą twarz w dłonie.
- Nie rób tego... Błagam cię. - wyszeptałam, nie wiedząc, jak inaczej go powstrzymać. - Ja... jestem w ciąży.
Mężczyzna popatrzył na mnie zszokowany, a przez jego twarz przewinęły się chyba wszystkie możliwe emocje. Od zdziwienia przez radość aż do całkowitego otępienia. Obserwowałam to wszystko, czując, że serce zaraz zmiele mi żebra. Adam zacisnął powieki, a z jego oczu wypłynęły dwie łzy.
- Tak? - wyszeptał. - A z kim? Z nim czy ze mną?
Odsunęłam się zszokowana. Poczułam się tak, jakby szatyn przed chwilą mnie spoliczkował. Popatrzył na mnie z jeszcze większą rozpaczą, po czym zarzucił torbę na ramię i szybkim krokiem wyszedł na korytarz. Potem usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwi wejściowych. Oddychałam coraz szybciej, czując, że moje życie właśnie dobiegło końca. Zaczęłam rozpaczliwie płakać, po czym opadłam bezsilnie na podłogę. Z kuchni dobiegł straszliwy syk, a po mieszkaniu rozniósł się swąd przypalonej zupy. Skuliłam się w kłębek, obejmując się ciasno ramię. Czułam się tak, jakbym zaraz miała rozpaść się na kawałki.
Dlaczego? Dlaczego... Przecież ja niczego nie zrobiłam...
________________________________________
Hej!
Jej, przepraszam, że czekaliście na ten rozdział dłużej niż zapowiadałam, ale nagle tyle mi się na głowę zwaliło, że nie miałam kiedy go dokończyć. :c Teraz jednak już jest i obiecuję, że kolejny pojawi się szybciej. Jak się uda, to nawet 20.07. :D
Przepraszam za to, co zrobiłam z życiem Julie i Adasia...
Pozdrawiam! <3
PS. A, wiem, że rozdział krótki, ale to zamierzone. :)
Chciałam położyć mu rękę na ramieniu, a potem go przytulić, ale strzepnął moją dłoń i odsunął się ode mnie. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Cały czas w jednej dłoni ściskałam test ciążowy, który zapowiadał tak cudowną przyszłość. Teraz staliśmy krok od całkowitego zniszczenia naszego małżeństwa, a najgorsze było to, że nic nie mogłam z tym zrobić.
- Myślę, że... nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia. - Mruknął chłopak, po czym wyminął mnie i wyszedł z salonu.
Przez kilka minut stałam niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, trzęsąc się ze strachu. Usłyszałam jakieś dziwne odgłosy, dochodzące z sypialni. Zamrugałam kilka razy, po czym poszłam sprawdzić, co się dzieje. Widok, który tam zastałam, sprawił, że oparłam się bezsilnie o framugę drzwi.
- Co ty...co ty robisz? - wyszeptałam, łkając.
- Pakuję swoje rzeczy. - odpowiedział, wrzucając kolejną koszulkę do torby.
Zaczęłam szlochać.
- Adam, błagam cię. To wszystko nieprawda. To on mnie...- Nie wiedziałam, co dalej powiedzieć. Mężczyzna nawet na mnie nie patrzył. - Zostań, wytłumaczę ci wszystko. Proszę, zostaw te ubrania.
Podeszłam do niego, po czym starałam się powstrzymać jego ręce. Popatrzył na mnie, zatrzymując się w połowie zasuwania suwaka. Widziałam, że miał łzy w oczach. Czując słony płyn, spływający po policzkach, ujęłam jego bladą twarz w dłonie.
- Nie rób tego... Błagam cię. - wyszeptałam, nie wiedząc, jak inaczej go powstrzymać. - Ja... jestem w ciąży.
Mężczyzna popatrzył na mnie zszokowany, a przez jego twarz przewinęły się chyba wszystkie możliwe emocje. Od zdziwienia przez radość aż do całkowitego otępienia. Obserwowałam to wszystko, czując, że serce zaraz zmiele mi żebra. Adam zacisnął powieki, a z jego oczu wypłynęły dwie łzy.
- Tak? - wyszeptał. - A z kim? Z nim czy ze mną?
Odsunęłam się zszokowana. Poczułam się tak, jakby szatyn przed chwilą mnie spoliczkował. Popatrzył na mnie z jeszcze większą rozpaczą, po czym zarzucił torbę na ramię i szybkim krokiem wyszedł na korytarz. Potem usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwi wejściowych. Oddychałam coraz szybciej, czując, że moje życie właśnie dobiegło końca. Zaczęłam rozpaczliwie płakać, po czym opadłam bezsilnie na podłogę. Z kuchni dobiegł straszliwy syk, a po mieszkaniu rozniósł się swąd przypalonej zupy. Skuliłam się w kłębek, obejmując się ciasno ramię. Czułam się tak, jakbym zaraz miała rozpaść się na kawałki.
Dlaczego? Dlaczego... Przecież ja niczego nie zrobiłam...
________________________________________
Hej!
Jej, przepraszam, że czekaliście na ten rozdział dłużej niż zapowiadałam, ale nagle tyle mi się na głowę zwaliło, że nie miałam kiedy go dokończyć. :c Teraz jednak już jest i obiecuję, że kolejny pojawi się szybciej. Jak się uda, to nawet 20.07. :D
Przepraszam za to, co zrobiłam z życiem Julie i Adasia...
Pozdrawiam! <3
PS. A, wiem, że rozdział krótki, ale to zamierzone. :)