niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział I

"Naj­piękniej­szych chwil w życiu nie zap­la­nujesz. One przyjdą same."-
Phil Bosmans



- Julie - 


                                Nie, śpię dalej. Wcale nie słyszę budzika, który dzwonił po mojej lewej stronie. Byłam padnięta po wczorajszym dniu. Siedziałam do czwartej nad ranem, aby skończyć projekt sukni wieczorowej dla jakieś bizneswoman. Wpadła wczoraj do Domu Mody, w którym pracowałam i powiedziała, że potrzebuje kreacji na wczoraj, bo musiała jak najprędzej dać to do uszycia do nie wiadomo jakiej firmy. Oczywiście nie zwróciła uwagi na fakt, że u nas też działała szwalnia, a moja genialna szefowa, zamiast odmówić i oschle się pożegnać, zaprosiła ją jeszcze na kawę do swojej pracowni. Cóż, madame Milicent zawsze leciała na kasę, a zważając na ubrania i dodatki klientki z najsłynniejszych paryskich marek, nawet się nie zdziwiłam. Po kilku godzinach rozmowy i omawianiu szczegółów, madame Milicent przyniosła mi opisany strój i nakazała, że ma to się znajdować u niej na biurku jutro rano. Wściekłam się, gdyż wiedziała, że mam inne projekty do oddania, a narzuciła to mnie. Dlaczego sama nie mogła tego zrobić albo przynajmniej dać do zrobienia innej pracownicy? W efekcie robiłam projekt od godziny szesnastej dziesięć do godziny czwartej nad ranem, a teraz gdy budzik pikał standardowo o szóstej moje ciało stanowczo odmówiło współpracy. Ze złością wymacałam telefon i wcisnęłam przycisk dziesięciominutowej drzemki, po czym z perspektywą tych kilku pięknych minut zapadłam w sen.



                          Nagle przebudziłam się, targana jakimś nerwowym przeczuciem. Coś tutaj było zdecydowanie nie tak. Tylko nie wiedziałam jeszcze co. Uniosłam się na łokciu i rozejrzałam się po małym pokoju. Przez wysokie okna, zręcznie wymijając zasłony, przedzierało się światło słoneczne. Zmarszczyłam brwi i chwyciłam telefon z szafki. 


Słodki Jezu... Siódma dwadzieścia! - spanikowałam. 



 Moje serce na moment stanęło. Widocznie zamiast włączyć drzemkę, wyłączyłam budzik. Co teraz? Jak ja miałam zdążyć na ósmą do pracy? Skoro musiałam się wykąpać, ubrać, spakować i jeszcze dojść? Wczoraj byłam tak wykończona, że nawet się nie przebrałam tylko padłam na zasłane łóżko, a projekt oraz wszystkie przybory i notatki zostawiłam na biurku. 


                             Jedynym szybkim ruchem poderwałam się do pozycji pionowej i zaczęłam ściągać z siebie wczorajsze ubranie, rzucając je na podłogę. W samej bieliźnie wpadłam do łazienki ,a po chwili wskoczyłam pod prysznic. Po kilku minutach wyszłam na biały dywanik, ociekając wodą i zdenerwowana do ostatnich granic. Złapałam ręcznik, po czym energicznie zaczęłam wycierać nim swojej szczupłe i drobne ciało. Zawinęłam się w materiał i stanęłam przed lustrem. Spojrzała na mnie blada twarz z podkrążonymi niebieskimi oczami o długich, czarnych rzęsach z resztkami wczorajszego makijażu. Brązowe włosy, sięgające moich ramion, teraz wisiały w mokrych strąkach. Patrząc na ten obraz nędzy i rozpaczy, w jedną rękę chwyciłam wacik namoczony płynem do demakijażu, zaś w drugą suszarkę do włosów. Zaczęłam czyścić twarz i suszyć włosy. 

                             Skończyłam się szykować w kilka minut. Z przerażeniem i ze wzrastającym poczuciem klęski, zaplotłam sobie szybki warkocz, umyłam zęby oraz zrobiłam delikatny makijaż; pokryłam twarz pudrem, narysowałam kreski elaynerem na powiece, pomalowałam rzęsy i nałożyłam błyszczyk na usta. Wyszłam szybko z łazienki, po czym otworzyłam szafę z ubraniami. Zdjęłam z wieszaka zwiewna, białą sukienkę na ramiączka, po czym założyłam bieliznę i wybrany strój. Spojrzałam na zegarek. Siódma trzydzieści dwa. Na boso przebiegłam przez pokój do biurka i zaczęłam wrzucać do torebki wszystko jak popadnie. Projekt schowałam w teczkę, wsadziłam ją do torby przeznaczonej dla komputera, obok laptopa. Popryskałam się jeszcze perfumami, które miałam w torebce, złapałam klucze i jasną dżinsowa kurtkę, po czym w pośpiechu włożyłam białe espadryle na koturnie z zakrytymi palcami. 

                              Wyszłam z domu, pośpiesznie zamykając drzwi. Spojrzałam jeszcze na wyświetlacz w telefonie, zanim zeszłam po schodach. Siódma trzydzieści osiem. Dobra, mam dwadzieścia dwie minuty. Jakaś szansa, że zdążę. Droga do pracy zajmowała mi zawsze do około piętnastu minut, niestety z tym, że zwykle wychodziłam z domu dużo wcześniej, aby wstąpić do znajomej kawiarenki po kawę i coś na śniadanie. Cóż, będę zmuszona głodować do godziny dwunastej, kiedy to miałam półgodzinną przerwę. 

                            Pędziłam przez miasto z jedną ręką obciążoną ciężką torbą z laptopem, a drugą małą torebkę na ramieniu, która na pierwszy rzut oka wydawała się być leciutka. Uwierzcie, nie była. Zastanawiałam się, co ja tam włożyłam, gdy nagle obok mnie przemknął jakiś ciemnowłosy chłopak na rowerze. Miał na sobie białą koszulę, jasne dżinsy i trampki. Gdy mnie mijał, poczułam zapach jakichś świetnych męskich perfum. Nie zdążyłam zobaczyć jego twarzy, bo popędził dalej, ale widziałam, jak jego gęste, brązowe włosy targało wiatr, wywołany przez prędkość, z którą jechał. Pod koszulą oznaczały się pracujące mięśnie. Chłopak prowadził rower jedną ręką, a pod pachą drugiej ręki trzymał jakieś długie zwoje papieru. Jechał niemal, że na stojąco. Widocznie też się śpieszył. 

                        W pewnej chwili zorientowałam się, że przyglądając się mu, nieświadomie zwolniłam. Z zaskoczeniem dodałam gazu i zaczęłam się zastanawiać, co mi się stało. Ot, zwykły postrzał na rowerze. Bo w Paryżu to mało takich? Mimo to... Ach, już siódma pięćdziesiąt trzy, trzeba było się śpieszyć. Zaczęłam już nawet lekko truchtać. Do pracy wpadłam minutę przed ósmą. Z zadowoleniem pobiegłam do swojej pracowni, którą dzieliłam z jedną dziewczyną. Madame Milicent tak nas podzieliła, ale w sumie dobrze. Zaprzyjaźniłyśmy się ze sobą i mogłyśmy na siebie liczyć w każdej sytuacji. 

- Cześć - wysapałam, odkładając swoje toboły na biurko i padając ze zmęczeniem na krzesło. 

- Dzień dobry - rzekła Liliane z uśmiechem i zerknęła na mnie spod stosu papierów, którymi już zdążyła się obłożyć. Była drobniutką blondynką z niebieskimi oczami i malinowymi ustami. Była do tego strasznie nieśmiała, ale gdy lepiej się ją poznało, okazywała się być świetną osobą. Ufałam jej. - Ktoś tu dzisiaj zaspał? - dodała ze zrozumieniem.

- Daj spokój, myślałam, że nie zdążę i mnie wywali - westchnęłam z ulgą i zabrałam się do rozpakowywania swoich rzeczy. 

                        Nasza pracownia była dość wąska, zmieściły się tam tylko dwa spore biurka, dwa krzesła i kilka regałów na papiery. Mimo to my trochę upiększyłyśmy te surowe pomieszczenie. Naznosiłyśmy wazoników z kwiatami, roślin doniczkowych oraz wiele pięknych obrazów. Wszystko to tworzyło całkiem przytulny kącik, zwłaszcza, że nasze okna wychodziły na ulicę i było widać z niej oddaloną o kilka kilometrów Wieżę Eiffla. Dziewczyny, które pracowały po drugiej stronie budynku, nie miały takiego szczęścia - ich okna wychodziły na parking koło Domu Mody i magazyny. 

                      Powoli układałam na biurku swoje notatki, przybory i inne śmieci. Na końcu wyjęłam laptopa, podłączyłam go do ładowarki i włączyłam. Spojrzałam na zegarek, który wisiał na ścianie. Ósma dwadzieścia. Dobra, czas zanieść ten projekt. Podniosłam się z krzesła, powiedziałam zapracowanej Liliane, że zaraz wracam i z teczką w ręku podążyłam w kierunku gabinetu szefowej. Zapukałam lekko do drzwi, a kiedy usłyszałam oschłe "Proszę wejść", delikatnie nacisnęłam klamkę. 

- Dzień dobry - przywitałam się grzecznie i wsunęłam do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Madame Milicent siedziała za biurkiem i popijała kawę z filiżanki. Była szczupłą, wysoką kobietą o zimnych oczach i zapadniętych policzkach. Ubierała się zawsze w długie, staromodne sukienki, a na ciemne włosy, przetykane siwymi nitkami, zakładała turban. Jak prawdziwa artystka. Nazywałyśmy ją Cruella de Mon, bo była bezlitosna i wredna. Nie miała serca dla nikogo.

- Dzień dobry - odpowiedziała chłodno, mrużąc oczy w szparki i obserwując mnie uważnie. Nerwowo przygładziłam sukienkę i zbliżyłam się do biurka.

- Przyniosłam ten projekt, o który pani mnie wczoraj prosiła - powiedziałam, patrząc na nią uważnie. Bez słowa wyciągnęła do mnie rękę. Ze strachem podałam jej teczkę i obserwowałam, jak otwierała ją z kamiennym wyrazem twarzy i spoglądała na ołówkowy szkic. Po kilku sekundach zamknęła teczkę, odłożyła ją na biurko i nie patrząc na mnie, powiedziała:

- Może być, ale mogłaś się lepiej postarać. Idź już. 

             Czując, jak krew we mnie buzowałą, pożegnałam się grzecznie i wyszłam z pomieszczenia. Lepiej postarać? Przepraszam bardzo, ja na to poświęciłam całą noc! A ona mi, że może być. Co za harpia. Z wściekłością wpadłam do własnej pracowni, i dysząc ciężko ze zdenerwowania opadłam na krzesło. Od razu zdałam relacje zdziwionej Liliane. 

- Nie przejmuj się nią, ona do każdego ma taki stosunek. Kilka głębokich wdechów i ci przejdzie. Nie warto się nią przejmować - powiedziała dziewczyna ze współczuciem. Poszłam za jej radą i z wolna zaczęłam się uspokajać. Po godzinie byłam już tak pochłonięta pracą, że zapomniałam o bożym Świecie.


Kilka godzin później... 

               Wybiła dwunasta, nareszcie! Czułam, jak mój żołądek skręcał się z głodu. Powiedziałam Liliane, że idę coś przegryźć. Wzięłam torebkę i wyszłam z pracy. Owionęło mnie świeże powietrze, a promienie słoneczne przyjemnie oświetliły twarz. Bardzo miła odmiana po siedzeniu w papierach i przy komputerze zwłaszcza, że byłam strasznie śpiąca. Powolnym krokiem powlokłam się w stronę swojej ulubionej kawiarni z zamiarem wypicia kawy i zjedzenia croissanta w przemiłym lokaliku. 

             Weszłam do kawiarni i szybkim krokiem podeszłam do lady. Dzisiaj obsługiwała żona właściciela, starsza kobieta o imieniu Marie. Bardzo ją lubiłam, wyglądała, jak typowa babunia z bajek dla dzieci. Niska, pulchna z siwym kokiem na głowie i dobrotliwym uśmiechem na ustach. 

- Witaj, kochanie! - Zawołała, podnosząc oczy znad krojenia ciasta i spojrzała na mnie z uśmiechem.

- Dzień dobry, pani Blanc! - odrzekłam, również się uśmiechając. - To, co zawsze proszę. 

           Staruszka kiwnęła głową, a ja usiadłam na wysokim krześle przy ladzie i zaczęłam z nią gawędzić o pogodzie, o tym, co się ostatnio ciekawego wydarzyło oraz o tym, jak potraktowała mnie Milicent. Pani Marie słuchała uważnie, parząc kawę dla mnie i smarując croissanta konfiturą truskawkową. 

- Nie przejmuj się nią, dziecko - powiedziała kobieta, podając mi posiłek. - To już taki typ człowieka, inna nie będzie. Musisz jakoś zacisnąć zęby i to znosić. 

               Przytaknęłam, po czym zmieniając temat, zaczęłam jeść, cały czas z nią rozmawiając. Ona wróciła do wykładania ciasta na klosze, uważnie mnie słuchając. Nagle przy drzwiach zabrzękał dzwonek, oznajmiający przybycie klienta. 

- Dobry! - usłyszałam za sobą męski, miły w barwie głos. Odwróciłam się i ujrzałam wysokiego chłopaka z ciemnymi oczami i włosami oraz z szerokim uśmiechem na ustach... Zaraz! Przecież to on mnie dzisiaj minął na rowerze, gdy szłam do pracy. Pod pachą miał te same papiery, a na sobie te same ubrania. 

- Adam! - zawołała pani Blanc z radością. - Siadaj, kochany, zaraz coś ci podam. Julie, skarbie, to jest Adam, mój wnuk. 

              Zamarłam. Od kiedy ta pani miała wnuka? Przychodzę tutaj od bardzo dawna, a nigdy wcześniej go tutaj nie widziałam. Chłopak usiadł obok mnie, odłożył papiery na blat i wyciągnął do mnie rękę, uśmiechając się serdecznie.

- Adam Durand - powiedział z wesołym błyskiem w oku. Odwzajemniłam uśmiech, czując dziwne szarpnięcie w piersi.

- Miło mi, Julie Cartier. - I już chciałam podać mu rękę, ale podnosząc ją do góry nieuważnie zahaczyłam o swoją filiżankę z kawą. Naczynie przewróciło się, a płyn popłynął na jego spodnie i koszulę. Złapałam się za usta. 

- Tak bardzo cię przepraszam, nie chciałam! - wyjęczałam przerażona, złapałam serwetki podawane przez panią Blanc, która o dziwo była rozbawiona i przyglądała nam się uważnie, po czym rzuciłam się ratować jego koszulę, nie zważając większej uwagi na jakieś tam papiery. Nawet nie wiedziałam, czy ucierpiały. 

- Naprawdę tak bardzo, bardzo mi przykro! - Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wycierałam jego ubranie, co  nic nie dawało, bo plama nie zniknęła.

- Dziewczyno, spokojnie! - zaśmiał się Adam, zabierając delikatnie moje ręce. - To tylko ciuchy. Gdyby to były moje projekty, to wtedy zamieniłbym się w prawdziwego mordercę. 

            Spojrzałam mu w oczy, a on się do mnie uśmiechnął. I tym uśmiechem podbił moje serce na zawsze, nawet o tym nie wiedząc. 
_____________________________________________
Beta - Dusia 
Czeeeść <3
Jestem z siebie dumna! Bardzo chciałam, żeby rozdział ukazał się jeszcze przed 14 i się udało. Bardzo dobrze mi się go pisało, strasznie się w czułam. Szczerze? To pierwszy rozdział w mojej karierze, w którym większy nacisk postawiłam na opisy, niż na dialogi. I przyznam, że to bardzo fajne ^^
Cóż, mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba <3
Następny pewnie w okolicach Walentynek :D
Do zobaczenia ! ^^

19 komentarzy:

  1. Wow! Super. Bardzo miło mi się to czytało Pruszynku :* Wiem, że się napracowałaś, ale warto było. Czekam na kolejny rozdział. :) Z.H. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeju, już myślałam, że Adaś się na nią rzuci czy coś za to, że go oblała xd Biedna Julie musi tyle pracować, a ta chamówa "o, może być". No, co za ludzie czołgają się po tym świecie?! Znam ból Julie, siedzieć do czwartej przy kompie, a potem takie "pierdole, nie wstaje" xd Cóż to był za dziki pęd Adama na rowerku! xD Wiesz, chyba przez tego ksiądza mnie dzisiaj pojebało z lekka xd Idem sobie, bajubaju baaaaj!
    Loffki, kisski, pozderki ; * I żeby Cię jeszcze bardziej wkurzyć heheszky ^^ xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Adaś miał się wkurzyc :p
      Tylko, że postanowiłam zrobić inaczej ;> Czołgają ? Haha :D xd
      Tak, dobrze, że Adaś się nie wyłożył xd
      Obwieszczam, że Twoje kisski itd. już mnie nie denerwują :p
      Pozderki <3

      Usuń
  3. Wczoraj miałam skomentować, lecz znów wypadło mi z głowy, ale jestem. Mam nadzieje, że moje poprawki były dobre i w czasie wolnym poprawisz, bo widzę po obecnym tekście, że jeszcze tego nie zrobiłam, ale sądzę, że to przez naukę.

    Rozdział był przyjemny i fajnie, że zaczęłaś skupiać się też bardziej na opisach. Bądź co bądź, opisy stanowią ważną część w opowiadaniach.

    Szefowa Julie przypomina mi Mirandę z "Diabeł ubiera się u Prady" (w niesamowitej roli Meryl Streep). Oschła, ignorantka i do tego myśli, że jej asystentki mają szczęść rąk niż dwie. Trochę się dziwię, że Juli u niej pracuje, ale zachodzę w głowę, że skoro pracuje u niej, inna firma przyjmie ją bezproblemowo.

    I tak, pierwszy rozdział, a główna bohaterka poznała już Adama, który potrącił ją na początku rowerem, a potem w tej przyjemnej kawiarence. Czasem tak bywa, że widujemy osobę na co dzień, a potem dowiadujemy się więcej o niej, co nas zaskakuje. Ale to wychodziło na to, że Julie nie się wścibska i nie jest głodna plotek.

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tekst już poprawiłam, zresztą o tym wiesz :D
      Hm, muszę przeczytać / obejrzeć "Diabeł ubiera się u Prady" już drugi raz o tymy słyszę xd
      Dziękuje za opinię :*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  4. Nareszcie udało mi się znaleźć czas i wejść na Twojego bloga.
    Bardzo przepraszam :(
    Rozdział bardzo mi się podoba.
    Julie jest taką ciepłą i kochaną osobą.
    Ciekawe dlaczego główna bohaterka ma już od samego początku problemy ze spóźnianiem. Kogoś mi przypomina, wiesz? ♥
    Ciszy mnie to, że już w pierwszym rozdziale tak wiele się o niej dowiadujemy.
    To takie słodkie, że w tej kawiarence ona wylała na niego kawę i zaczęła go wycierać!
    Są tacy słodcy już od samego początku!
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam ♥

    P.S. Ostra krytyka, prawda? Powinnam się zgłosić do jakiegoś programu, haha! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, tak okropna krytyka! Matko, chyba usunę bloga ! :D
      Już wiem kogo przypomina Ci Julie ! Panie i panowie... MNIE ! :D
      Dziękuje za opinię :*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  5. Przyznaję, trzeci raz piszę ten komentarz. Nie wiem co napisać. Blog spodobał mi się i to cholernie.
    Naprawdę mnie zaciekawiłaś prologiem, więc tamten komentarz zakończyłam bez żadnych ceregieli, bo aż nie mogłam wytrzymać.
    Julia i Adam. Piękne imiona. Jedne z moich ulubionych <3 Dlatego tak nazywając swoich bohaterów, podbiłaś moje serce.
    Bardzo podoba mi się to, jak ich kreujesz. Ona wydaje się być taką miłą, niestety zapracowaną kobietą, a on? męski, przystojny .... słodziak.
    Rzadko się zdarza, bym czytała nie-potterowskie opowiadania, ale dla ciebie zrobię wyjątek. Spodobało mi się to opowiadanie. A wydarzenie w tej kawiarence sprawiło, że ten komentarz piszę z podłogi <3 aż kolana się uginają, czuję, że to będzie "coś". To chyba nazywa się...miłośc, tak?
    Wykazałaś się niezłą kreatywnością i oryginalnością, wymyślają taką fabułę. Jej wykonanie także jest niczego sobie.
    Ah... wiem, co chcę powiedzieć. Ostatnim zdaniem bijesz wszystkie inne <3
    Aczkolwiek wszystko prysło jak bańka mydlana. Następny w okolicach walentynek? Why? Kobieto, nie morduj! Przynajmniej dla mnie napisz go nieco wcześniej! :D
    14,15 luty... tyle się wtedy dzieje w moim życiu. Zabawa choinka w szkole, moje przejście z orange do playa (♥), nowy rozdział u ciebie.... jeszcze dwa inne wydarzenia, ale kim z tym. Co mi odbiło, żeby gadać w komentarzu o moim życiu codziennym? Chyba z tej radości już mi zupełnie odbiło.
    No, tp buziaczki!
    Madi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem w Playu i osobiście nie narzekam :D
      Ja nie morduje, Ty się ciesz, że to i tak tylko miesiąc potrwa xd Dzisiaj będę zaczynać rozdział, więc myślę, że dodam w terminie :)
      Tak, Adam jest przesłodki, ja to wiem, On taki ma być xd <3
      Też lubie ostatnie zdanie :D
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  6. Przepraszam, że przychodzę tak późno. :( Nie będę się tłumaczyć, bo wymówka jest zawsze ta sama - brak czasu. Po prostu, wybacz. :*
    Rozdział baaardzo mi się spodobał. Masz rację, chyba pierwszy rozdział, w którym największą uwagę zwróciłaś na opisy. I bardzo mi się to podoba! Nie dość, że łatwiej się wczuć, to jeszcze te opisy wychodzą Ci fantastycznie! Przez dialogi nie można zbytnio ocenić pisarza, a teraz gdy dałaś tyle dialogów mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jest genialną pisarką, która wczuwa się w każde zdanie. Piszesz cudownie. Oczywiście, wiedziałam o tym wcześniej, ale teraz jeszcze bardziej utwierdziłaś mnie w tym fakcie. :) Na dodatek to opowiadanie jest w całości wymyślone przez Ciebie, a dawno nie miałam okazja czytać takiej historii w Twoim wykonaniu. W końcu gdy coś od A do Z jest Twoje, to jest takie prawdziwe wyraża ciebie i jest najlepsze. :) Dobra już tak nie chwalę. :D Przechodzę do rozdziału.
    To wszystko trochę kojarzy mi się z "Diabeł ubiera się u Prady". Tak na marginesie to kocham tę książkę. <3 Nie wiem czy czytałaś bądź oglądałaś, ale jest tam też dziewczyna, która kocha modę, pracuje dla wrednej szefowej... Nie myśl, że mi się to nie podoba. Wręcz przeciwnie Bardo podoba mi się takie nawiązanie. Uwielbiam tę książkę, dlatego fajnie jest czytać o czymś co mi ją przypomina. Bardzo fajny motyw tu dałaś, nawet jeśli nie inspirowałaś się tą powieścią. ;)
    Jak cudownie, że akcja dzieje się w Paryżu! Ach, rzadko kiedy się z tym spotykam. A to takie piękne i romantyczne miasto. To tylko dodaje uroku tej historii.
    Julie od razu podbiła moje serce. Wydaje mi się miłą i szaloną dziewczyną, która uwielbia pracę związaną z modą i kocha to co robi, pomimo wrednej szefowej. Na dodatek chodzi do kawiarni na poranną kawę i croissanta. Uwielbiam takie motywy i sama bardzo lubię tak robić. Może nie rano, ale popołudniami bardzo chętnie. :) Czuję, że z rozdziału na rozdział jeszcze bardziej polubię Julie. Wydaje mi się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. :D
    Adam... Od razu mi się spodobał. Ta cała sytuacja z kawą była bardzo komiczna. Udał Ci się ten moment. Zresztą cały rozdział jest udany. ;) Dobrze, że jest on wnuczkiem pani Blanc, bo dzięki temu Julie będzie mogła bez problemu znów się z nim spotkać. Choćby nawet przez przypadek w tej samej kawiarni. I może starsza kobieta będzie sama próbowała ich swatać? Może jakoś pomoże Julie? Wtedy będzie jeszcze bardziej zabawnie i fajnie. :)
    Nie mogę doczekać się nowego rozdziału.
    Zapraszam do siebie na nowy rozdział. ;)
    Pozdrawiam <3
    www.otchlan-czasu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tłumacz się, co Ty :D
      Biorąc pod uwagę moje spóźnienia u Cienie to och, jesteś demonem prędkości ^^
      Jak zobaczyłam ten długaśny komentarz od Ciebie to, aż się roześmiałam z radości xd
      Ja już mam zaplanowane kolejne spotkanie Ty się kochana nie martw :D
      Dziękuje za opinię :* Pozdrawiam ^^

      Usuń
  7. Ekhm... Wstyd mi, że tak późno czytam i komentuję. Mogę zwalić winę na Krzysia, prawda? xd
    Rozdział rozpoczyna się standardowym szałem porannego przebudzenia, aczkolwiek zaspania. Coś, jak moja codzienna rutyna xd Co najlepsze wszystko się zgadza, też jedną ręka zmywam makijaż, drugą suszę, ba! Wpadłam już w taką wprawę, że jak czasem prostuję lub lokuję włosy, to drugą maluję oczy xd Boże! Ale ja nie o tym miałam. Rozdział, rozdział, rozdział, Twój rozdział!
    Boże, mam nadzieję, że te koturny nie były wysokie. Ja tam bym się zabiła, gdybym miała w nich biec xd Ale, rozdział!
    Zaczyna się dość zwyczajnie, jak to przystało na obyczajówkę. Przyznam, że jestem zaskoczona i pod wrażeniem spostrzegawczości głównej bohaterki. Wyłapała dużo szczegółów brązowowłosego. Ja bym tylko zwróciła uwagę na rower, kolor włosów i może tą teczkę, ale ja to ja, ja jestem nieogarnięta. Nawet gdyby obok mnie przeszedł nagi Johny Depp, musiałabym się porządnie przyjrzeć i zastanowić czy to rzeczywiście on xd
    Ale! Dzięki opisowi momentalnie wyobraziłam sobie jak to mogło wyglądać oraz domyśliłam się, że to nie ostatni raz kiedy zobaczy chłopaka (I miałam rację!). Swoją drogą, to wcale nie jest dziwne, że przez chwilę myślała o chłopaku. Powaga, jakbym zobaczyła coś podobnego pewnie bym jeszcze przystanęła i zrobiła zdjęcie xd
    Nie wiem dlaczego, ale podoba mi się Madame Milicent xd Jest zajebista! Taka twarda, bezduszna kobieta. Lubię ją ^^ Oh... Chociaż chyba nie powinnam, prawda? Jest ona bardzo nie miła, niesprawiedliwa i nadwyraz surowa oraz wredna w stosunku do Julie, jednak nadal nie potrafię ją nie lubić. Może dlatego, że zawsze lubiłam złe charaktery? Kto wie xd
    Kawiarnia i od razu robi się ciekawiej! No! To teraz dopiero akcja się rozkręci, nie mogę się doczekać. Adam jest cholernie czarujący, wierząc opisowi również seksowny xd Lubię go, może nawet bardziej od groźnej Cruel ^^
    Jedno mi się nie podoba w tym rozdziale... Za krotki! Błagam, ja chcę więcej! Bardzo lubię czytać obyczajówki. Prosiłabym tylko o jedno. Mogłabyś dodawać troszkę więcej opisów pomieszczeń? To tylko moja osobista i prywatna prośba, ponieważ uwielbiam wczuwać się w otoczenie panujące w opowiadaniu i jego atmosferę. Oczywiście nie musisz się mnie słuchać, ty tutaj jestem autorką ;)
    Więc! Rozdział bardzo mi się podobał. To dopiero początki, ale rozgrzałaś mnie i łaknę następnego rozdziału! Tak więc sprężaj pośladki i pisz rozdział drugi ;)
    Właśnie! Wypadałoby troszkę określić swój stosunek do łownej bohaterki, prawda? Julie Cartier wydaje się miłą i pogodną dziewczyną, bardzo pracowitą, co mam nadzieję później zaowocuje. Jak na razie moja ocena jest pozytywna, aczkolwiek jeśli chodzi o bohaterów Twojego opowiadania pozycjonuje się na miejscu trzecim ;]
    Ah! Wiadomość od Krzysia (Wybacz, musiałam, zaszantażował mnie, więc sama rozumiesz...):
    "Moja Panna Młodsza jest artystką! Ba, bardzo dobrą pisarką, z której jestem niezmiernie dumny i życzę jej mnóstwo weny i liczę chociaż na jedna scenę erotyczną! Bardzo szczegółową, chciałbym zaznaczyć.
    Nie wiem czy wiesz, ale brunet idealnie opisuje mnie, czyżby Maja wysłała Ci moje zdjęcie? ;>
    Życzę mnóstwo weny i... czego tam pisarze sobie życzą czy coś xd"
    Boże... Wstyd mi za niego ;p

    Życzę mnóstwa weny, moja droga i oby rozdział drugi pisało Ci się bardzo swobodnie i bez problemów ;)

    Mei.

    Ps. Jakość komentarza zrzucam na leki przeciwbólowe. Przepraszam, pewnie nie tego się spodziewałaś, ale mam "niejasność" umysłową xd

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, więc żeby nie było, że ktoś się pogniewał! :D
    Maju, skarbie!
    Dziękuje ślicznie za komentarz ;* A tam, walić, że się trochę spóźniłaś xd Oczywiście, taaa, zwal na Krzysia, jak nie masz na kogo! ;> xd
    Co do opisów pomieszczeń to masz rację, powinnam się bardziej wczuwać. Tylko szczerze, mówiąc to mnie to nudzi xd Wolę opisywać uczucia ;]
    Ja w porannym spóźnianiu też jestem mistrzynią. Rekord panny Młodszej - trzy minuty :p
    A co do Deepa to chyba nie musiałabys się , aż tak wpatrywać xd Od razu byś zaczaila ! :D
    Jeszcze raz wielkie dzięki ^.^
    Panie Starszy, dziękuje, że się pofatygowałeś, żeby to przeczytać xd :D Tak, tak, jestem Twoja Panna Młodsza, jasne xd
    Będą scenki erotyczne, ale sobie jeszcze trochę poczekasz ! ;D
    Jeszcze raz wielkie dzięki Panie Starszy ^.^
    I założy sobie gg!

    OdpowiedzUsuń
  9. TYLE CZEKAŁAM AŻ W KOŃCU SIĘ NACZEKAŁAM *O* <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Miło tu się zrobiło z tym szablonem. :3 Kiedy następny rozdzieł? Zmieniłam kota ;C

    OdpowiedzUsuń
  11. Końcówka najlepsza. Bardzo dobry rozdział ! Jestem bardzo zadowolona z Ciebie ;)
    http://black-or-white-keys-the-piano.blogspot.com/
    http://skrzywienie-cienia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. ''elaynerem na powiece''? Nie przypadkiem eyelinerem?

    OdpowiedzUsuń
  13. Zajrzałam na tego bloga i postanowiłam przeczytać.

    Ta dyrektorka naprawdę nie doceniła pracy Julie. Julie całą noc siedziała nad tym a ta do niej, że się mogła lepiej postarać.
    No i Julie poznała Adama. Ciekawe co wyjdzie z tej znajomości.

    Będę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń