- Julie -
Leżałam na łóżku, czując całkowite otępienie. Od kiedy Adam opuścił nasze mieszkanie minęło prawie siedem godzin. Słońce już dawno zaszło, a ja nawet nie miałam siły, aby wstać i zapalić jakiekolwiek światło. Znajdowałam się w kompletnej ciemności, kurczowo trzymając się za lekko wypukły brzuch. Łzy już dawno przestały płynąć po moich policzkach. W głowie miałam mentlik, nie miałam pojęcia, co robić. Czułam dotkliwy głód oraz pilną potrzebę skorzystania z toalety. Zdawałam sobie sprawę, że to uroki ciąży, ale na samą myśl o tym robiło mi się słabo. Jeszcze kilka godzin temu byłam taka szczęśliwa, że zostanę mamą. Już wyobrażałam sobie nas jaką szczęśliwą rodzinę. Niestety życie jak zwykle pokazało mi, gdzie raki zimują. Przekręciłam się na bok, po czym skuliłam w kłębek.
- Adam -
Siedziałem na murku w parku i nerwowo mnąc rękaw w dłoni, patrzyłem przed siebie. Deszcz lał już od dobrej godziny. Dawno przemoczył mnie do suchej nitki, woda skapywała mi z grzywki, ubrania ciasno przyległy do ciała, a kropelki chłodne cieczy drżały na rzęsach. Obok mnie znajdowała się byle jak rzucona torba, którą w pośpiechu spakowałem. Nie chciałem nawet myśleć, w jak wielkiej kałuży się pławi. Miałem w głowie okropny chaos, nie wiedziałem, co jest kłamstwem, a co prawdą. Drżałem na całym ciele, a serce waliło mi jak oszalałe. Czy to w ogóle było możliwe, aby Julie mnie zdradziła z jakimś ważniakiem? W ogóle, czy potrafiłaby mi to zrobić z kimkolwiek? Poderwałem się z miejsca, po czym przeczesałem mokre włosy palcami z taką siłą, jakbym chciał je sobie wyrwać. Dodatkowo powiedziała mi, że jest w ciąży. Westchnąłem głęboko, po czym przeniosłem wzrok na wieżę Eiffla, która była lekko przysłonięta przez gałęzie drzew. Nie dałem się jej nawet wytłumaczyć... I właśnie usiłowałem skreślić nasze marzenia o szczęśliwej rodzinie. Kopnąłem w murek, po czym zakręciłem się w kółko, uświadamiając sobie po kilku godzinach, co się właśnie stało. Uwierzyłem w maila jakiegoś durnego faceta, nie słuchając kompletnie własnej żony. Zakląłem pod nosem, po czym zarzuciwszy torbę na ramię, puściłem się biegiem, ślizgając się co chwila na mokrym chodniku.
- Julie -
Podskoczyłam, gwałtownie wyrwana ze swojej półdrzemki. Usiadłam na łóżku, czując serce w gardle. Ktoś właśnie trzasnął drzwiami i upuścił klucze. Podniosłam się i na miękkich nogach wyszłam na korytarz. Wszędzie panowały egipskie ciemności, dopóki ktoś nie zapalił światła. Kiedy po kilku sekundach moje oczy przyzwyczaiły się do jasności, dojrzałam kto jest sprawcą tego hałasu. Z moich oczu natychmiast popłynęły łzy. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Adam stał na środku, ociekając wodą i patrząc na mnie z rozpaczą. Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nie mogąc zdobyć się na nic innego, zrobiłam krok do przodu, po czym otworzyłam ramiona. Wpadł w nie, po czym przytulił mnie bardzo mocno. Głaskałam go po mokrej głowie, starając się go uspokoić. Drżał na całym ciele, wciskając twarz w moje ramię.
- Przepraszam, Julie - wychrypiał. - Byłem idiotą...
- Cii, nic nie mów, słońce. - Szepnęłam.
Rozumiałam go. Jak nikogo innego na świecie.
Dwa lata później...
- To w ogóle działa? - zapytał Adam, stukając w kamerę knykciami. Od ładnych paru minut próbował ją włączyć, ale coś mozolnie mu to szło.
Zachichotałam, przenosząc wzrok na Étienne'a, którego karmiłam zupką ze słoiczka. Mały siedział w swoim kuchennym foteliku i wesoło obserwował poczynania Adama. Cały umazany był w pomarańczowym kremie, tak jak ja i wszystko wokół nas.
- Za mamusię! - zaświergotałam wesoło, podając mu jedzenie na łyżeczce. - Am! Śliczny chłopczyk!
- O! - zawołał nagle Adam, a mały roześmiał się głośno. - Działa! Pomachajcie ładnie tatusiowi!
- Mnie nie nagrywaj! - zawołałam, ocierając małemu usteczka. - Skarbie, pomachaj ładnie rączką.
Wzięłam jego łapkę i pomachałam nią delikatnie w stronę uśmiechniętego szatyna.
- To teraz powiedz mamie, żeby przestała się tak chować za włosami i wszystko będzie dobrze. - Roześmiał się Adam, odmachując małemu.
Étienne chyba zrozumiał, bo zaczął szarpać mnie za kosmyk włosów, który opadł mi twarz. Oboje roześmialiśmy się, a ja zmarszczyłam nos i zrobiłam zabawną minę do kamery. W kuchni rozległ się wesoły śmiech naszego synka. Ucałowałam go w główkę, po czym spojrzałam czule na Adama. Byli dla mnie wszystkim.
_________________________________________________________
Cześć...?
Spodziewalibyście się, że po ponad miesięcznej przerwie przyjdę do Was z epilogiem zamiast kolejnego rozdziału? Nie? Ja też nie. xd Ale po głębszym zastanowieniu tak właśnie wyszło. Stwierdziłam, że nic lepszego już nie wymyślę, a takie zakończenie też chyba nie jest złe, prawda? :) Wyjątkowo mi się podoba. :D
Powinnam wygłosić jakąś twórczą przemowę, ale jak zwykle przy zakończeniu jakiegokolwiek bloga jest mi tak smutno, że nie mogę pozbierać myśli... Chciałabym podziękować serdecznie wszystkim czytelnikom, a w szczególności Mei, Naomi, skybells, Mosquito, Karmelkowi i Alissie. <3 Dziękuję Wam za każdy miły komentarz, motywujący mnie do pracy. ^^ Bez Was nie doprowadziłabym tej historii do końca.
Co do Oliviera, możecie sami sobie wymyślić, co się z nim stało. c; Powiem tylko, że Adam nie obszedł się z nim zbyt łagodnie... ;>
Prolog tego opowiadania opublikowałam 14 grudnia 2013, więc dość długo prowadziłam. Myślę, że zostawiam tych bohaterach w bezpiecznej i jakże rodzinnej atmosferze. <3
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie wyświetlenia o komentarze. :3
Od teraz będziecie mogli mnie znaleźć tylko tutaj hear-your-voice-again.blogspot.com. Więc jeżeli ktoś z obecnych jest zainteresowany innymi moimi tworami, serdecznie zapraszam właśnie tam. ^^ Od razu mówię, nie zrażajcie się. c; Nie piszę o One Direction.
A więc... Do zobaczenia na tym blogu już po raz ostatni! <3